Nagle do sali wszedł lekarz: - Jak się pani czuje ?- zapytał głosem "zalanym" troską. - Wszystko w porządku- powiedziałam niezgodnie z prawdą, wpatrując się na mężczyzne z delikatnym zarostem. - To dobrze, za pare dni będzie mogła pani wyjść, ale narazie zostawimy panią na obserwacji.- oznajmił nienajlepszą dla mnie wieść. - Szkoda, że nie dzisiaj. Odpocząć mogę sobie w domu.- powiedziałam z lekką irytacją. - Pani się tak nie spieszy. Muszę już iść, bo kolejni pacjęci czekają. Do widzenia- uśmiechnął się życzliwie. - Do widzenia- nie odwzajemniłam uśmiechu. Czemu zresztą miała bym to robić ?! Wcale nie jest mi do śmiechu. Pewnie uważa mnie za jakąś wariatkę, a może nawet gorzej...Odprowadziłam go wzrokiem po czym moje oczy wędrowały po sali. Kojarzyłam skąś to miejsce. Jakbym już je widziała. Nagle zauważyłam, że nie jestem tu sama. Odzyskałam trochę siły i odwróciłam głowę w prawą stronę...Nie wierzyłam własnym oczom. To był TEN chłopak. Łzy napłynęły mi do oczu. Nie mogłam oderwać od niego zamglonego, od płynu spływającego po moich policzkach, wzroku. Te wszystkie urządzenia wciąż były podłączone do niego. Spoglądałam jak jego klatka delikatnie podnosi się i opuszcza. Odbywało się to w ogromnym spokoju. Zrobiłabym wszystko, żeby on znowu żył... Ostatnia łza spłynęła po mom policzku i Morfeusz wręcz zaciągnął mnie do swojej krainy. Następnego dnia była u mnie mama i później wpadła Emily zapytać jak się czuję, porozmawiać trochę. Nie nudziłam się dopóki nie musieli jechać. Wbiłam wzrok w ścianę i nie odrywałam go od niej. Przynajmniej mogę pomyśleć nad swoim życiem trochę. Chyba nie jest nic warte... Zastanawiałam się po co Bóg stwarza takie osoby jak ja ?! Przecież i tak sobie z niczym nie radzę, aby funkcjonować w tym świecie trzeba być silnym ! Więc, dlaczego żyję ? Nie mogłam tego pojąć. Zadawałam kolejne pytania. Czemu Bóg nie dał mi odejść ? Mam to traktować jako karę za to co zrobiłam czy to moja druga szansa na lepsze życie ? Moja głowa zapełniona była od różych pytań, na które wiem, że nie uzyskam odpowiedzi. Zamknęłam oczy i wyobrażałam sobie, że chłopak, leżący niedaleko mnie, żyje i właśnie jesteśmy na kolacji w pięknej restauracji. Trzyma mnie za ręce i mówi, że to nie moja wina. Mi lecą łzy i opuszczam delikatnie głowę, która była zalana falą niebieskiego spojrzenia. W pewnej chwili odrywa ode mnie swoją dłoń i podnosi delikatnie moją brodę i mówi: - Spójrz mi w oczy. Podniosłam wzrok, a on delikatnie przesunął rękę po lini mojej szczęki i już miał złożyć na moich ustach pocałunek... Gdy nagle otworzyłam oczy słysząc kroki. To jakaś kobieta zbliżyła się do mojego łóżka: - Witaj Samantho. - Dzień dobry, kim pani jest ?- zapytałam zniesmaczona, bo właśnie przerwała moje rozmyślenia, które na chwilę oderwały mnie od rzeczywistości. - Jestem Agnes Johnson, psycholog szpitalny. Mogłybyśmy trochę porozmawiać ?- zapytała, a ja w jej oczach widziałam, że żal jej mnie. Wyglądała na osobę ciepłą, której można zaufać. - A musimy ?- powiedziałam trochę niegrzecznie. Jednak ona odpowiedziała ze spokojem: - To nie jest na siłę. Jestem tu, żeby Ci pomóc. - Właściwie nie mam nic do stracenia. Godność i tak już dawno porzuciłam. - Samantho co ty mówisz. Jesteś młodą piekną dziewczyną, która teraz dopiero powinna rozpoczynać życie pełne przygód, a ty juz chciałaś je kończyć, dlaczego ?- zapytała z ogromnym spokojem. - Widzi pani tamtego chłopaka ?- podniosłam z trudem rękę i wskazałam jej blondyna. - Tak widzę.- odpowiedziała. - Właśnie jemu zniszczyłam życie.- łzy napłynęły mi do oczu. - Znam okoliczności wypadku i to nie była twoja wina. Nie możesz się obwiniać. On w końcu wyzdrowieje, a ty mogłaś już się nie obudzić- złapała mnie za rękę, poczułam ciepło wypływające z jej serca- Wszystko będzie dobrze, a życie z czasem się ułoży. - Nie sądzę. Ja nie mam siły na to, żeby przebrnąć przez kolejne przeszkody.- powiedziałam załamana. - Wiem jak to jest, nie mieć nadzieji na lepsze jutro. Pewnie dziwisz się Samantho dlaczego tak twierdzę, a wyglądam na osobę cieszącą się życiem. Każdy pacjent, z którym rozmawiałam nie wiedział tak na prawdę nic.- oznajmiła. - Nic nie stwierdziłam, bo nie oceniam ludzi z pozorów, bo one najczęściej mylą.
Zresztą sama taka jestem, że na co dzień uśmiecham się, a gdy jestem sama- płaczę. Udaję tylko silną, teraz to wiem. Wcześniej próbowałam sobie wmówić, że tak jest, ale się myliłam. - Mimo tego, że nie radzisz sobie, masz bardzo inteligentne podejście do życia. Jesteś mądrą dziewczyną, ale trochę zagubioną. Świat nie jest sprawiedliwy, jednak musisz mu pokazać, że nie dasz mu się zmarnować. Moje życie w pewnym momemcie również straciło blask, ale nie będę Cię zanudzać moją historią. Wracając do... - Ale ja z chęcią posłucham- oznajmiłam z entuzjazmem, przy okazji przerywając kobiecie. - Skoro chcesz...Dwa lata temu zostawił mnie samą mój mąż. Byłam załamana, bo kochałam go ponad życie. Byłam naiwna i myślałam, że on mnie też, ale znalazł sobie inną kobietę. Nie mogłam tego znieśc, że jego już nie ma. Wieczorem, po jego przeprowadzce, przedawkowałam tabletki nasenne. Wylądowałam właśnie w tym szpitalu na tym łóżku, na którym teraz ty leżysz. Bóg dał Ci i mi drugą szanse ja ją wykorzystałam, mam pięcioletniego synka, z nowym mężem, który mnie kocha bezgranicznie. Teraz ty musisz wykorzystać tą szansę i po prostu ciesz się życiem.- zdjęła bransoletkę z napisem "CARPE DIEM" i wręczyła mi ją
- Niech to będzie twoje motto. Ma Ci ona przypominać, że nie wolno się poddawać ! Jestem dowodem na to, że życie potrafi odmieniać swój los. - Dziękuję pani bardzo !- pomogła założyć mi prezent na rękę i uśmiechnęła się serdecznie. - Muszę już iść, bo obiecałam, że odbiorę synka z przedszkola. Do widzenia Samantho. - Do widzenia. Jeszcze raz dziękuję. Dała mi pani nadzieję. Obiecuję, że postaram się wykorzystać tę szansę. - Będę trzymać kciuki za Ciebie.- zobaczyłam ostatni raz jej uśmiech, po czym wyszła... Leżałam tak zamyślona przez dłuższy czas. Dała mi ona dużo do zrozumienia. Wpatrywałam się w prezent. Taki mały gest, a jak wiele znaczy...Zastanawiałam się czy dam radę. Czy jestem równie silna, żeby zacząć od nowa ?! Kolejne myśli obijały mi się o głowę. Nagle usłyszałam dziwne pikanie. Był to odgłos dochodzący z drugiej strony sali. Podniosłam się szybko, jęcząc przy tym z bólu i zobaczyłam jak coś dzieje się z chłopakiem. Zaczęłam krzyczeć po pomoc ile miałam tylko sił. Wreszcie przybiegł lekarz wraz z pielęgniarkami. Z tego grona jedna podeszła do mnie i kazała się uspokoić. Po czym ja wpadłam w histerię. Kobieta próbowała mnie położyć, ale ja nie dawałam za wygraną. Krzyczałam, żeby mnie zostawiła. Łzy spływały mi po policzkach, gdy szarpałam się z pielęgniarką. Patrzyłam jak reanimują chłopaka...Patrzyłam i czułam, że sama umieram. Kobieta odeszła ode mnie, a ja histerycznie krzyczałam, że mają go uratować. Po godzinnym masażu serca, chłopak znowu wrócił do dawnego stanu. To była ciężka noc. I dla niego, ale i dla mnie. Mam nadzieję, że takich nocy więcej nie będzie...Morfeusz znów zawitał po mnie. Bez problemu udałam się z nim do jego krainy. Minęło kilka dni odkąd tu leżę. Ale właśnie dzisiaj mogę wrócić do domu. Już jestem ubrana w rzeczy, które przywiozła mi ostatnio mama. Powinna być za chwilę. Stwierdziłam, że mam jeszcze trochę czasu i wzięłam się za czytanie książki od Emily. Dziewczyna lubi czytać, tak jak ja, ale nie miałam zwykle czasu. Teraz nadała się okazja. Czytając czas upływał szybciej. Nawet nie zauważyłam, gdy było za mną już połowa książki. Nagle przpomniałam sobie pewien cytat, który zawsze był dla mnie wskazówką: "Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest co niewidoczne dla oczu". Wtem otworzyly sie drzwi i weszła do sali uśmiechnięta mama. Rozpromieniła cała salę, dlatego też ja byłam radosna. - I jak ? Gotowa ?- zapytała uradowana. - Oczywiście, nie mogłam się już doczekać ! Zabrałam torbę, ubrałam kurtkę i ruszyłam w stronę drzwi, ostatni raz spoglądając na wciąż "śpiącego" blondyna... Odwiedzałam go codziennie. Nie było takiego dnia, żeby nie było mnie przy nim. *Kilka dni później* Ubrałam się i tak jak co dzień pojechałam do szpitala. Dzisiaj wstałam jak najbardziej prawą nogą. Weszłam uśmiechnięta do szpitala. Ale zobaczywszy jego zesmutniałam. Przykro mi było patrzeć na niego. Tyle dni życia traci przez ten wypadek. Zdjęłam kurtkę i usiadłam na krześle stojącym przy jego łóżku. Teraz leżał w sali sam. Siedziałam obok niego wpatrując się w jego idealnie zarysowaną twarz. Kreśliłam wzrokiem linie od ust wracając znów do blond włosów. Potem spojrzałam na dłoń i zamyśliłam się intensywnie. "Czy naprawdę będąc zakochanym, świat przewraca się do góry nogami ?". Nagle palec chłopaka drgnął. Czy to możliwe czy mi się tylko wydaje ? Nie myśląc złapałam go za rękę. Poczułam jego ciepło. Nagle troski odleciały gdzieś daleko. Znów delikatne drgniecie. Zaczęłam intensywnie przyglądać się chłopakowi. "Czy ja mam jakieś schizy ?!"- zapytałam się sama siebie. Moje wątpliwości rozwiały się gdy poczułam jak chłopak ścisnął moją dłoń i zaczął powoli otwierać oczy...
Witajcie kochani. Bardzo bardzo bardzo Was przepraszam za tak długą nieobecność. Komp w naprawie i pisałam na telefoniem bo tatuś laptopa nie da. Było ciężko, ręce odpadają, ale to wszystko dla Was.! Mam nadzieję, że Wam się spodoba, bo znowu się natrudziłam. Bardzo proszę o komentarze. Miłego czytania misiaki + Kolejny rozdział nie wiem kiedy.xd ;P To nie zależy tak naprawdę ode mnie tylko od czasu, którego ostatnio brakuje, ten nawał sprawdzianów jest dobijający. ;/ Ale bądźcie pewni i spokojni, bo w przyszłym tygodniu na pewno przeczytacie kolejny rozdział
No i najważniejsze, muszę podziękować mojemu menadżerowi, a zarazem kochanej przyjaciółce dzięki, której ten rozdział został opublikowany.! Więc DZIĘKUJĘ kochana
Jak zwykle zajebisty rozdział jesteś wspaniała <3
OdpowiedzUsuńDziękuję kochana.! <3 <3 <3 :*
UsuńSuperrr.. Kocham Cię <333. No i czekam na dalszy rozdział ;)
OdpowiedzUsuńTeż na niego czekam :p I również kocham Was wszystkich :* <3
UsuńWiesz co?? Jak możesz kazać mi to czytać :'( przez ciebie nie wiem co dalej ja chce następny rozdział !!!! *___* To jest piękne <3 I INFORMUJ MNIE Z KAŻDYM NASTĘPNYM !!!! :O kjdshkjahfkhakdf suuuuuper <3 <3 <3 KC :*
OdpowiedzUsuńOCZYWIŚCIE.!!!! Będę informować.! I dziękuję za ciepłe słowa. Kocham. <3 <3 <3 :*
UsuńNo no laska szalejesz skąd ty bierzesz taką wene?! Super rozdział czekam na next. Ps. Nie ma za co dziękować mała <3~ Twój menadżer ;*
OdpowiedzUsuńZ głowy Paulinko z głowy :* I jest za co dziękować kochana.!!! <3
UsuńKochana masz talent do pisania podobają mi się te historie są boskie czekam na nowe rozdziały <3
OdpowiedzUsuńDziękuję :* ♥
Usuń