wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział 9 Forgiveness

  ***Oczami Sami***

               Obudziłam się słysząc szklankę upadającą na kafelki. Nie miałam siły podnieść się. Po chwili dochodziły odgłosy stóp dreptających delikatnie po schodach i moim oczom ukazał się blondyn.
-Przepraszam Sami, nie chciałem Cię obudzić. To wszystko z nerwów. Najchętniej zabiłbym tego człowieka, ale już jest w rękach policji. Wyspałaś się skarbie ?- zapytał troskliwie.
-Jeśli myślisz, że wszystko jest w porządku to właśnie wyprowadzam Cię z błędu. Ciągle pamiętam jego. Czuję jego zapach, dotyk. Dzisiaj wracam do domu, do mamy. Nie zapomniałam tamtej nocy. Dziękuję Ci z całego serca, że mnie uratowałeś, ale nie możemy być razem. Nie czuję się już przy Tobie bezpieczna. Boję się po prostu Ciebie. Proszę zostaw mnie. Chcę się spakować i odejść z resztką godności.

- Ale Sami...Twój dom...Twoja mama...- bełkotał nie umiejąc znaleźć słów.
- Co z nimi ?- zapytałam z niepokojem.
- Był pożar.
- Co z moją mamą ?- wypytywałam z łzami w oczach.

- Wszystko dobrze. Tylko jest słaba i leży w szpitalu. Jak wyzdrowieje to przeniesiecie się do mnie.
- A co z naszym domem ?
- Jego już nie ma.- powiedział ze współczuciem.
Rozpłakałam się i wybiegłam z pokoju. Usiadłam na ziemi w łazience i nie wiedziałam co robić. Nie chcę mieszkać tu z nim, ale nie wiem czy jest jakieś inne wyjście...Łzy spływały po wychudzonych policzkach.
Wstałam i spojrzałam w lustro. Patrzyłam z odrazą. Podniosłam bluzkę i znowu ten okropny widok. Kiedyś ładnie wyrzeźbiony brzuch, a teraz ? Teraz kości. Bez problemu mogłam je policzyć. Wyglądam ohydnie. Nienawidzę swojego ciała i nienawidzę siebie. Moje życie jest bezsensu...
Mówiłam w podświadomości szukając choćby jednej żyletki. Już nie mam na to wszystko siły. 
"Nie dotrzymam obietnicy", powiedziałam kolejny raz dając sobie ukojenie dzięki ranom.

Krew już przestała spływać, gdy usłyszałam kroki Niall'a.
Wszedł do łazienki bez pukania. Nie zdążyłam schować żyletki.
- Sami co Ty robisz ?- zapytał. Widać było, że płakał.
- Zostaw mnie. Wyjdź stąd !- krzyczałam szarpiąc się, gdy próbował mnie objąć.
- Przepraszam Cię. Poradzimy sobie. To tylko kolejna kłótnia. Proszę Cię, to nie może być koniec. Ja Cię kocham. Zmienię się. Zrobię wszystko tylko wybacz mi.
Nie odpowiedziałam nic. Płakałam wtulając się w jego tors, a on odgarnął mi włosy i pocałował mnie w czoło. Nie miałam siły się już wyrywać. Nie chciałam, żeby to był koniec, ale on musi się zmienić. Może powinniśmy zrobić sobie przerwę...
Siedzieliśmy tak, do momentu, gdy zasnęliśmy w swoich objęciach.
Obudziłam się leżąc na nim na łóżku.
"Pewnie przeniósł nas, bo na kafelkach było zimno. Musiał to zrobić bardzo delikatnie, bo nic nie poczułam.". Spałam jak dziecko, ale czas było już wstać chodź było mi cieplutko i słuchałam jak jego serce spokojnie wybija swój rytm.
Zeszłam z niego delikatnie, żeby go nie obudzić, ale on chyba już nie spał, bo przyciągnął mnie do siebie, a ja nie wytrzymując pocałowałam go.

- Brakowało mi smaku Twoich ust.- powiedział wpijając się w nie bardziej.
- To dobrze, że Ci ich brakowało, bo teraz tak szybko nie przypomnisz sobie ich smaku.- oznajmiłam wstając na równe nogi.
- Ale jak to ?- nie dowierzał moim słowom, ale nie on jeden.
- Dobrze słyszałeś. Kocham Cię, ale potrzebujemy przerwy.
- Nie sądzę. Zmienić mogę się przy Tobie. Tylko proszę zostań.- powiedział, a po jego policzku spłynęła pojedyncza łza.
- Nie płacz, proszę. Ułoży się, ale na razie ta przerwa jest nam potrzebna.
- Daj mi drugą szansę Sami. Pokaże Ci, że TO więcej się nie powtórzy i nie dam Cię już nikomu skrzywdzić.
Nie wiedziałam już coś powiedzieć. Usiadłam na łóżku i wtuliliśmy się w siebie.

- Wyjedź ze mną na jakiś czas. Twoja mama leży na razie w szpitalu i ma tam opiekę. Dzisiaj ją odwiedzimy razem, a jutro pojedziemy gdzieś. Odpoczniemy od tego wszystkiego dobrze ?
- A gdzie chciałbyś wyjechać ?- zapytałam z zaciekawieniem.
- Może do mojej siostry ? Byśmy nocowali u niej, a dnie spędzali na plaży, bo ma blisko morze. Co Ty na to ?
- Dawno nie byłam nad morzem, ale nie wiem czy to dobry pomysł. Nie za szybko chcesz mnie jej przedstawiać ? Znamy się niedługo.
- Ale ja wiem, że to Ty jesteś tą na całe życie.- uśmiechnął się uroczo i pocałował mnie. 
- Dlaczego Ty jesteś taki cudowny ? Nie chcę Ci ulegać, ale nie potrafię nie zgodzić się.
- Więc jedziemy jutro. Spakuj trochę wygodnych rzeczy, a przede wszystkim tamtą sukienkę i możemy z samego rana wyruszyć.- "Ehh..te jego zadowolenie na twarzy".
- No niech Ci już będzie.
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie mocniej.
- Nie wydaje mi się, bo ja mocniej.
- Chciałbyś.
- Nie muszę, bo tak jest !
- Nie prawda.
- Jesteś tego pewna ?
- Jak nigdy.- po tych słowach usiadł mi na brzuchu i zaczął mnie łaskotać, a ja krzyczałam wniebogłosy.
- Zostaw mnie już ! Błagam..Niall. Starczy już. Ahahahahaha..Proszę Cię.
- To jak jest z tym kochaniem ?
- Po równo i złaź ze mnie.
- Okej, to jeszcze wchodzi w grę, ale ja tylko odwdzięczałem się za Twoje łaskotanie. Pamiętasz ?
- Tak i mogę Ci dokładniej przypomnieć.- znowu zaczął łaskotać z taką intensywnością, że już miałam łzy w oczach ze śmiechu.
- Odwołaj to !
- Dobra, dobra, dobraaa... Żartowałam tylko. 
- Buzi chcę.
- To nie koncert życzeń skarbie.
- No co Ty nie powiesz kochanie.- już przykładał ręce gotowy do dalszego łaskotania, ale szybko dałam mu tego buziaka.
- Masz i się ciesz.
- No cieszę się, bo wygrałem.
- Ciekawe co ?!
- Ciebie. Nie ma lepszej życiowej nagrody niż Ty, Sami.- nasze uśmiechy rozświetliły pokój.
- Pojedziemy teraz do mojej mamy ?
- Tak, ubieraj się maleńka.
- Tylko nie maleńka...
- Coś Ci nie pasuje ?
- Dokładnie tak.
- To masz problem.
- Ty też. Dzisiaj buziaka już nie dostaniesz za to.
- A założymy się ? Zawsze mogę sam sobie wziąć, ale sama przyjdziesz do mnie. Zobaczysz.
- Zobaczymy.- parsknęłam wkładając na siebie kurtkę.


                                                                                                                                                            *Dwie godziny później*


                           
                               Delikatnie naciskając klamkę weszłam z Niall'em do szpitala. Moja mama nie spała. Oderwała się od książki i rozpłakała się na mój widok.
- Sami..Nic Ci nie jest ?- zapytała, gdy właśnie ją przytulałam z radości.
- Nic, mamo. Tęskniłam za Tobą.
- Gdzie Ty się podziewałaś kochanie ?- chwila ciszy...
- Zgubiłam się w lesie. 
- Jak dobrze, że nic Ci nie jest. Nie wiesz jak się cieszę.
- Wiem, bo tak samo ja się cieszę, że nic Ci się nie stało. Jak to się wszystko potoczyło, że wyszłaś cała z pożaru ?
- To...- zauważyłam jak Niall raptownie pokiwał głową do mojej mamy, a ona przerwała.
- Możecie mi powiedzieć o co chodzi ?- powiedziałam nerwowo.
- To on mnie uratował...
Nie wiedziałam co powiedzieć. Dziękuję ? Nie, to za mało. A ja uważałam go za złego po tamtej sytuacji, a tymczasem uratował życie mojej mamie. 
- Niall...Nawet nie wiesz jak jestem Ci wdzięczna.- mówiłam ze łzami w oczach, a niebieskooki objął mnie ramieniem i posadził na swoich kolanach.
- Nic wielkiego nie zrobiłem, to zasługa lekarzy.- ta jego zaskakująca skromność jest przeurocza. 
Posiedzieliśmy u mojej mamy jeszcze trochę, oznajmiliśmy, że wyjeżdżamy na jakiś czas, ale niedługo wrócimy i zabierzemy ją stąd.
Wyszliśmy trzymając się za ręce. Chłopak zdążył tylko zamknąć drzwi za nami, a ja już oparłam go o ścianę i namiętnie wpiłam się w jego usta.

- Wygrałeś.
- Wygrałem.



                                       *Następnego dnia* 

                                     ***Oczami Niall'a***

- Jejku, jaki ona ma piękny dom.
- Dorobiła się siostrzyczka.- zaśmiałem się, a ona patrzyła z podziwem.

Weszliśmy do środka, a Rose od razu nas miło przywitała.
- Witaj ślicznotko. Niall nie przesadzał opowiadając o Twojej urodzie.
- Rose...Cicho bądź.- zarumieniłem się strasznie.
- No to rozgośćcie się w pokoju u góry. 
Powędrowaliśmy po schodach do wskazanego miejsca. Otworzyłem jej drzwi, a jej oczom ukazały się róże. Miliony róż.

- Niall, to Ty ?- była zaskoczona.
- Tak, podobają się ?
- Bardzo ! Jesteś najwspanialszy, ale nie trzeba było i bez tego bym Cię kochała.
- Wiem, a teraz idź się przebierz, bo to nie koniec dzisiejszego dnia. 
Powędrowała do łazienki i wróciła jak zawsze pięknie ubrana.


Złapałem ją za rękę.
- Chodź.
Otworzyłem drzwi do balkonu i odsłoniłem widoki.

- Nie wiem co powiedzieć. Brakuje mi słów.
- Głodna ?
- Jak wilk.
Odsunąłem jej krzesło i usiedliśmy rozkoszując się, właściwie nie jedzeniem, muzyką czy też winem, ale swoim towarzystwem.
- Mam nadzieję, że nie żałujesz przyjazdu tutaj.
- To będą niezapomniane dni. Przy Tobie czuję się wyjątkowo. Nigdy nie czułam czegoś takiego.
- Sami, ja chcę z Tobą być już zawsze. Nie chcę innej. Jesteś moją drugą połówką.
- To wszystko jest takie piękne. Jak w bajce. Wydaje mi się, że to tylko piękny sen i zaraz będę musiała żałować, że się obudziłam.
Wstałem i złapałem ją za rękę. Zaczęliśmy się kołysać w rytm muzyki. Było tak jak zaplanowałem. 
Popatrzyłem w jej senne oczka.
- Chodźmy już spać, jesteś zmęczona.
- Nie jestem.- powiedziała ziewając.
- Właśnie widzę. 
Wziąłem ją na ręce, rozebrałem i położyłem na łóżku.

Zająłem miejsce obok niej i zacząłem kreślić kółeczka palcem na jej plecach.
Wreszcie zasnęliśmy...




No to brava dla mnie, mamy rozdział 9 :D Ale długi :o Jenyyy...Wykończona, a teraz muszę mykać do kościoła. Świetnie ;_; Ale warto było się namęczyć. Oby się tylko spodobał. Wreszcie wakacje i ten SUMMER TIME *o* Ale wiecie co ? Nudno jest :c I tęsknię za wszystkimi :o :(( No cóż, za dwa miesiące się widzimy.XDMiłego czytania ♥I do przeczytania misiaki :*

piątek, 2 maja 2014

Rozdział 8 Dangerous man.

                     


                          "Nie będę tak siedzieć bezczynnie. Spójrz prawdzie w oczy Sami; nikt tędy nie jeździ. To kompletne odludzie. Żadnej żywej duszy...". Mówiłam sobie w duszy dobijając się jeszcze bardziej, ale wstałam. Wstałam i weszłam w przerażająco ciemny las.
Wiedziałam, że pakuję się w niezłe bagno wchodząc do niego, ale był on moim ostatnim ratunkiem. Siedząc na ulicy zrozumiałam, że nie mam wyjścia. Zapomniałam wziąć ze sobą telefonu. On uratował by mnie, ale zapomniałam go. Jestem idiotką. Nie mam już na to wszystko siły. Mam po prostu dość. Patrzyłam w niebo, na którym błyski oślepiały moje oczy i pozostawiały na nich długo swój blask. Potem deszcz zmoczył całe moje ubranie. Było mi cholernie zimno. Już nie wiedziałam co robić. Nagle piorun uderzył w drzewo na wprost mnie.
Miałam dwie sekundy na decyzję albo szybko uciec albo pogodzić się z oczywistą śmiercią. Wybrałam opcję pierwszą. Szybko wybiegłam z miejsca celu obranego sobie przez spadające drzewo. Stałam jak wryta gapiąc się na "leżącą ofiarę burzy". Serce waliło jak młot. Nie mogłam złapać oddechu. Wszystko zaczęło coraz bardziej wzbudzać trwogę. Nie miałam już siły nawet żyć. "Może lepiej byłoby wybrać opcję drugą". Zaznałabym wreszcie może trochę spokoju. 

                
                 Zaczęłam biec. Nie wiedziałam dokąd biegnę, ale nie zatrzymywałam się. Resztką sił ruszałam nogami. W pewnym momencie przewróciłam się o wystający z ziemi korzeń. Mimo wszystko wstałam i biegłam dalej. Mimo braku sił, chęci czy też bólu nogi i spływającej krwi tworzącej czerwone krople, które staczały się po mojej nodze. Nagle zatrzymałam się i próbowałam spojrzeć w głąb lasu. Ujrzałam delikatne światło wydobywające się z wnętrza jakiegoś domu.
Nie chciałam tam podchodzić, ale już nie wiedziałam gdzie jestem. Zobaczyłam dym lecący z kominka. Pomyślałam o tym cieple i ruszyłam w jego kierunku. Byłam już przy drzwiach. Przerażało mnie to miejsce. Z bliska wyglądało jeszcze straszniej, ale zapukałam lekko do drzwi...Stałam trzęsąc się z zimna, gdy wreszcie otworzył mi pewien mężczyzna.
Był przystojny i chyba ze dwa razy starszy ode mnie. Uśmiechnął się.

- Jak się tu znalazłaś ?- zapytał.
- To długa historia. Przepraszam, że nachodzę pana o tak późnej porze, ale czy mogłabym tutaj przenocować ? Jutro już postaram się wrócić do domu. Obiecuję.
- Oczywiście, nie mam nic przeciwko. Mam gościnny pokój. Dobrze, że trafiłaś do mnie. Akurat się składa, że jem kolację. Jesteś głodna ?
- Tak, umieram z głodu.
- Proszę, wejdź i rozgość się.
Podziękowałam i weszłam do środka. Ciepło otuliło moje ciało. Facet owinął mnie kocem i podał rękę mówiąc:
- Mam na imię John, a Ty ?
- Jestem Samantha, ale może mi pan mówić Sami.
- Przejdźmy na Ty. Będzie łatwiej.
- Dobrze.
Odpowiedziałam, ale wciąż czułam, że jest coś z nim nie tak. Dziwnie się zachowywał. Mimo ciągłego uśmiechu przerażał mnie.
- Chodź, usiądźmy do stołu.
Powędrowałam pospiesznie na wskazane mi miejsce i zaczęłam jeść. Nie wiem co to było, nie smakowało mi, ale byłam przeraźliwie głodna. Nie musiało być to dla mnie dobre. Ważne, żeby zaspokoiło głód. 
Burza szalała za oknem. Rozpętała się niesamowita wichura. Przerażający widok. 
- Smakowało Ci ?- zapytał mężczyzna, gdy połknęłam ostatni kawałek.
- Tak, pycha.- skłamałam, ale nie chciałam sprawić mu przykrości. 
Wstałam, a zaraz po mnie on. Podszedł do mnie i powiedział gładząc mój policzek:
- Jesteś śliczna Sami.
- Dziękuję.- powiedziałam niechętnie i odsunęłam się z odrazą. Wszystko było już jasne, dlaczego pozwolił mi zostać.
Skierowałam się do pokoju gościnnego, ale poczułam szarpnięcie za rękę i znowu znalazłam się przy nim.
- A może chciałabyś spać ze mną ?- zapytał z szyderczym uśmiechem na twarzy łapiąc mnie za tyłek i wpijając się agresywnie w moje usta.
Przerażona podrapałam mu twarz na co bardzo się wściekł. Złapał mnie za szyję i obraz sytuacji z Niall'em wrócił jak bumerang.
- Puszczaj mnie !- Krzyknęłam.
- Teraz jesteś tylko moja.- powtarzał całując mnie.
To było obrzydliwe. Naplułam mu w twarz i skierowałam się ku drzwiom gdy nagle straciłam przytomność i obraz znikł mi sprzed oczu...


                  Obudziłam się rano z zaklejonymi ustami, związanymi rękoma i nogami i bólem głowy. Dotknęłam jej i zasyczałam. Szorstki bandaż uwierał mnie w głowę. Zobaczyłam, że opatrzył też moją ranę na kolanie. Rozejrzałam się wokoło. To była chyba piwnica. Małe pomieszczenie z materacem, a obok niego stolik, na którym leżała szklanka z wodą. Leżałam nie mając siły się podnieść. Byłam wciąż wyczerpana. Morfeusz bez problemu przyjął mnie z powrotem do swojej Krainy...


         ***Jak to widział Niall***

                       
               Stałem jak wryty na dworze patrząc jak Sami odchodzi. Nie zrobiłem nic. Przetwarzałem wiadomości i całą sytuację jaka miała przed chwilą miejsce. "Co ja ku*wa najlepszego zrobiłem ?!". Nie mogłem zrozumieć samego siebie. To wszystko było takie szybkie. Nie potrafiłem się pozbierać. Najgorsze jest to, że skrzywdziłem Sami. Obiecywałem sobie odkąd ją poznałem, że nie dam jej nikomu skrzywdzić, a tymczasem sam to zrobiłem. Jestem skończonym kretynem. Podniosłem rękę na kobietę, kobietę mojego życia, którą kochałem najmocniej na świecie. Nie miałem pojęcia jak to naprawić. Ona mi już pewnie nigdy nie zaufa. Spieprzyłem wszystko. nienawidziłem samego siebie. Spojrzałem w szklane drzwi domu i widziałem swoje odbicie. Patrzyłem na siebie z obrzydzeniem. 
Teraz muszę zrobić wszystko, żeby to naprawić. Nie wiem jak to zrobię, ale muszę ją przeprosić. Ona musi mi wybaczyć. Nie mając jej nie mam dla kogo żyć... 
Nie miałem zamiaru jej szukać. Pewnie jest już w domu i płacze przeze mnie. Obiecywałem jej, że już nigdy nie uroni z powodu mojej osoby żadnej łzy. Moje słowa są nic nie warte. 
Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Zaczęło akurat padać i rozpętała się burza. Nie miałem już na nic siły. Położyłem się spać czując jej zapach i dotyk na sobie.

  

                      *Tydzień później*  


                 Nie mogłem już dłużej czekać. Minął tydzień, a ja dopiero teraz znalazłem jej telefon. Wysłałem milion wiadomości. Tysiące razy próbowałem się do niej dodzwonić i zostawiałem wiadomości głosowe. Wszystko jasne czemu nie odbierała. Do tego miała wyłączone dźwięki. 
Już nie mogę dłużej czekać. Koniec z tym. Raz się żyję. Kocham ją i muszę przeprosić za wszystko. Wiele przeze mnie wycierpiała.  Zbyt wiele. Może lepiej, żebym trzymał się od niej z daleka ? Ja potrafię jak widać tylko ranić. Łza delikatnie gładząc mój policzek osunęła się w dół mojej twarzy. 
Wsiadłem w samochód i spokojnie przemierzałem Londyn. Mijałem po kolei czerwone światła. Stawałem na każdym. W codziennym życiu nawet widać jakie mam "szczęście". 
Właśnie byłem pod jej domem. Czekałem chwile w samochodzie, nie wiem na co. Próbowałem się ogarnąć. Nie wiedziałem co mam jej powiedzieć, jednak wysiadłem z auta. Zadzwoniłem do drzwi...
Nikt nie odpowiadał...Zauważyłem wydobywający się dym z okna. Bez najmniejszego namysłu wszedłem do środka. Było otwarte co mnie zdziwiło. Zajrzałem do salonu, a tam pełno dymu i rozprzestrzeniający się ogień.
Na podłodze w kuchni leżała mama Sami. Wyniosłem ją szybko na dwór przed dom i położyłem na trawniku. Zadzwoniłem po karetkę i straż pożarną. Po czy wbiegłem do domu i zacząłem szukać Samanthy. Nigdzie jej nie było. Zbiegałem już ze schodów, gdy nagle płonąca belka spadła z sufitu wprost przede mną. Wróciłem na górę. Cały dom ogarniały płomienie. Na szczęście dom nie był wysoki. Wyskoczyłem pospiesznie z okna, gdy nagle nadjechała straż, a zaraz za nią karetka. Ludzie stali i ratowali matkę Sami. Gdy już lekarze wysiedli z pojazdu zajęli się nią sami. 
- Nic panu nie jest ?- zapytał się mnie mężczyzna z karetki.
- Nie, noga mnie trochę boli, ale w porządku. Co z tą panią ?
- Jest w ciężkim stanie. Musiała dość długo leżeć i wdychać te toksyny, ale zrobimy co w naszej mocy. 
Stałem przed domem i patrzyłem się jak ogień wręcz go pożera. W końcu strażacy wygrali z ogniem, ale dom nie wyglądał już jak dom... 
Pojechałem do szpitala gdzie zawieźli mamę Sami. Znowu wróciłem jednak w to miejsce. I wspomnienia nie dały za wygraną. Pamiętam wszystko. Każdą sekundę spędzoną tu z nią...
Powędrowałem do recepcji.
- Przeprasza, gdzie leży Alice Green ?
- A kim pan jest ?
- Narzeczonym jej córki.- kiedyś Samantha powiedziała, że jest moją narzeczoną, więc teraz mi też wolno.
- Leży w sali 34.
- Dziękuję bardzo.
Poszedłem pospiesznym krokiem. Wszedłem do sali i zobaczyłem jak pani Alice otwiera oczy. 
- Jak się pani czuje ?- zapytałem opiekuńczo.
- Lepiej. Kim pan jest ?- zapytała cicho.
- Jestem przyjacielem Sami. Wie pani co się z nią dzieje ?
- Nie wiem. Policja jej już szuka. Nie ma jej od tygodnia. Martwię się strasznie. Wyjechała ze swoim kolegą i nie wróciła już do domu.- oznajmiła i zaczęła płakać.
- Ona pojechała ze mną, ale pokłóciliśmy się...Myślałem, że wróciła do domu. Przyjechałem ją przeprosić i wtedy zobaczyłem ten pożar i wszedłem do środka. Zabrałem panią, ale jej nie było...
- Uratowałeś mi życie. Dziękuję Ci. 
- Jestem winien to pani. To wszystko przeze mnie. To moja wina, że Sami nie ma. Przepraszam, muszę iść. Znajdę ją. Obiecuję.! Do widzenia.
- Do widzenia.- wyszeptała.
Teraz w mojej głowie odbywała się chora gra. "Gdzie mam jej szukać ?", zadawałem sobie to pytanie przez dłuższy czas. Nie znałem na nie odpowiedzi. 
                                

                Każdego kolejnego dnia jeździłem na policję dowiedzieć się czegokolwiek. Nie mieli żadnych informacji. Ciągle szukali. Traciłem już wiarę. Pewnego dnia ruszyłem w drogę sam. Próbowałem wymyśleć coś, którędy mogła pójść...
Wiedziałem, że mogę jej już nie zobaczyć. W końcu minęły 3 tygodnie od naszej kłótni. Nie dawałem sobie rady z myślą, że może nie żyć. Jest dla mnie całym światem. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Szedłem jedyną ulicą prowadzącą z mojego domu. Wszystko to było wyczerpujące. Do tego myśl, że nie wiem gdzie szukać dobijała mnie jeszcze bardziej. Wreszcie doszedłem do drogi dzielącej sie na dwie części. Skręcając w prawo wejdę w las. Wiedziałem, że gdyby poszła w lewo odnalazłby ją ktoś albo nawet sama doszłaby do cywilizacji. Nie myślałem już. Skręciłem w prawo kierując się nie intuicją lecz nadzieją...



                   ***Oczami Sami***


                   Nadszedł kolejny wieczór. Nie miałam już siły. On był chory. Powtarzał, że mnie kocha gwałcąc mnie każdego dnia. Minęły już trzy tygodnie, a ja nie miałam nawet "grama wiary", że wydostanę się stąd. Czekałam tylko aż w końcu mnie zabije, bo będę już mu niepotrzebna. Modliłam się, żeby on kiedyś smażył się w piekle za to co mi zrobił, a właściwie nadal robi. Gdy widziałam otwierające się drzwi miałam ochotę rzygać. Nienawidziłam tego człowieka z całego serca ! Nie wiem czym sobie na to wszystko zasłużyłam. Za co ? Wciąż zadawane pytanie, na które nigdy nie znajdę odpowiedzi. Wolałabym umrzeć niż znieść kolejne takie noce. Słyszałam jak on u góry włączał muzykę, śpiewał sobie. Jakby nigdy nic, a ja tu siedziałam cicho i próbowałam się przygotować na jego kolejny dotyk. Z każdym dniem łez mi już brakowało... Trzy tygodnie picia samej wody. Wyglądałam strasznie. Nienawidziłam swojego ciała tak samo jak jego. Patrzyłam na kości. Mogłam spokojnie policzyć żebra. Przerażał mnie ten widok, a on ciągle powtarzał mi, że pięknie wyglądam.
Słowa tego psychopaty jeszcze bardziej utwierdzały mnie w moim przekonaniu o jego chorobie, ale co z tego ? Co z tego, że jest chory ? Nic go nie usprawiedliwia ! NIC.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Nie wierzyłam w to co słyszę. To był głos Niall'a.
- Dzień dobry. Widział pan może pewną dziewczynę. Chwileczkę.- chyba pokazał mu moje zdjęcie tylko skąd je wziął ?
- Nie, nie widziałem. Przykro mi, a co się stało ?
- Zaginęła 3 tygodnie temu. Wszyscy się o nią martwimy.- w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że muszę coś zrobić, bo inaczej nigdy się stąd nie wydostanę.
Zaczęłam "krzyczeć" resztką sił, właściwie to były piski. Chciałam wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk. By ktoś go usłyszał. W pewnym momencie doszły do mnie dźwięki jakby uderzenie i upadnięcie na ziemię. Zaczęłam jeszcze głośniej "krzyczeć" i ujrzałam, że ktoś łapie za klamkę, ale nie mógł jej otworzyć. Wiedziałam, że on zamyka mnie tu na klucz. Nie mogłam nic zrobić. Usłyszałam tylko jeden strzał i zalałam się łzami...



No to proszę bardzo...Mamy i rozdział 8 :D W sumie wyszedł długi. Sama nie wierzę. :) Mam nadzieję, że się wam spodoba ^^ Starałam się jak zawsze, a jak wyszło to już oceńcie sami. Na pewien okres Was opuściłam, wiem, ale powracam, wydaje mi się, że z lepszą formą i ciekawszymi pomysłami. Jeszcze mam ich więcej. Bądźcie pewni, że Was nie zawiodę. Moje słowo w porównaniu do Niall'a jest coś warte ;p Jak myślicie zapiera dech w piersiach ? 

Mam do Was jeszcze mała prośbę, kto czyta, niech skomentuje i podpisze się imieniem, chcę zobaczyć ile Was jest. To dla Was chwila, a dla mnie to bardzo ważne. 

I jeszcze nie wiem kiedy next. :* 

Ale do przeczytania ♥


czwartek, 24 kwietnia 2014

Rozdział 7 What's wrong with me?

                       Otworzyłem oczy i ujrzałem jej bezbronne oblicze. Była taka spokojna. Jej oddech wreszcie się unormował. Tego właśnie chciałem, by czuła się bezpieczna. Wciąż zadawałem sobie pytanie co to był za sen. To musiał być koszmar...
Zdjąłem jej rękę ze mnie i powoli wstałem. Powędrowałem do kuchni, żeby przygotować jej, w zamian za ciężką noc, pyszne śniadanie. Mam nadzieję, że będzie jej smakowało...
Minęła godzina, a ja właśnie już układałem wszystko na tacy. Po czym napisałem krótki list, że niedługo wracam. Wszystko po cichu zaniosłem do sypialni i położyłem na miejscu gdzie wcześniej leżałem. "No to gotowe", pomyślałem i udałem się po samochód. Pogoda była cudowna. Wsiadłem i odjechałem pospiesznie.      


                                       ***Oczami Sami***

                   Znowu te słońce doprowadzające mnie do szału. Chciałam jeszcze sobie pospać, a tu nici z moich ambitnych planów. Zaczęłam jeździć dłonią po łóżku i nie mogłam odnaleźć Niall'a. 
- Cholera.- Poczułam małą szklaną rzecz, która powoli zaczęła się przechylać.
Natychmiastowo podniosłam się i przywróciłam ją do ładu. "No teraz to jestem już kompletnie rozbudzona". Otworzyłam szeroko oczy, po czym przetarłam je piąstkami. 
- Ojejku.- Wymsknęło mi się z ust z wrażenia, ale on jest kochany, widać jak się stara.
Wzięłam łyka soku i zabrałam się za jedzenie.
Po chwili zauważyłam karteczkę. Otworzyłam ją:


 "Musiałem gdzieś jechać, będę niedługo. Mam nadzieję, że śniadanie Ci smakuje, a jak nie, to przynajmniej próbowałem :P Kocham Cię...♥"

Z każdym dniem zaskakiwał mnie coraz bardziej. Był taki słodki, że nie można mu było się oprzeć. Czasem to wykorzystywał, a ja mu ulegałam, ale i tak go kocham.
Wstałam, posprzątałam i skierowałam się ku drzwiom. Powoli i ostrożnie schodziłam po schodach, gdy usłyszałam nagle jak ktoś wchodzi. To był moment, gdy spadłam z ostatniego schodka, a wszystko zostało potłuczone na drobny mak. 
- Ałłł.- Syczałam z bólu zbierając pozostałości, a niebieskooki blondyn podbiegł do mnie.
- Sami, zostaw to, ja to posprzątam później ! Nic Ci się nie stało ?- Zapytał, a z jego głosu wyczułam troskę.
- Nie, nic mi nie jest. Wszystko w porządku.
- Właśnie widzę. Masz opuchniętą kostkę.- Oznajmił po czym wziął mnie na ręce i położył na kanapie.- Zaczekaj, przyniosę jakąś maść i trochę lodu. Po chwili wrócił z opiekuńczym uśmiechem.
- Przepraszam, niezdara ze mnie.
- Każdemu mogło się zdarzyć, nie przejmuj się. To ja Cię przepraszam. Przestraszyłem Cię, bo tak wszedłem nagle i w nieodpowiednim momencie.
- To nie twoja wina. Sama mogłam uważać.- poczułam zimny lód, który chłopak przyłożył mi do bolącej stopy.- Ałłł...- Znów zasyczałam.
- Przepraszam skarbie.- Pocałował mnie w czoło.
- Nic się nie stało.- Posłałam mu szczery uśmiech.
- Już schodzi opuchlizna. Do jutra powinno być dobrze. Posmaruję Ci jeszcze tym.- Powiedział po czym otworzył tubkę z maścią. 
Delikatnie gładził i masował bolące miejsce. Było to przyjemne uczucie. Miał sprawne ręce.
- Gotowe.- Kolejny skradziony buziak.
- Dziękuję.
- Nie dziękuj, podziękujesz inaczej.- Zaśmiał się.
- Tak ? A w jaki sposób ?
- A no mam takich parę życzeń jeszcze nie spełnionych...- Jego uśmiech rozpromienił pokój.
- Ciekawa jestem jakich...
- A to już tajemnica, dowiesz się w swoim czasie kotku.- powiedział wstając.
Rzuciłam w niego poduszką, pióra się pospały po całym pokoju, a on wręcz rzucił się na mnie układając nogi wzdłuż mojego pasa i przytrzymując nadgarstki.

- Puszczaj mnie !
- A czemu miałbym to zrobić ?
- Bo już nie dostaniesz buzi.
- Sam sobie wezmę.- wpił się w moje usta i poluźnił uścisk dzięki czemu łatwiej było mi się uwolnić. 
Teraz to ja siedziałam na jego brzuchu i zaczęłam go łaskotać, a on śmiał się wniebogłosy.
- Dobra już przestań, proszę.
- Wysil się bardziej.- Moje łaskotanie stawało się bardziej intensywne.
- Błagam noo...
- Jak bardzo mnie kochasz ?
- Najmocniej na świecie !
- Nie wierze Ci.- Wytknęłam mu język.
- Schowaj ten jęzor.
- Co ?- Znowu łaskotki i jego śmiech.
- Nie, nic. Proszę skarbie puść, bo już nie mogę. Błagam Cię.
- Okej, okej. Dostane buzi ?
- Za co ?
- A mam zacząć znowu ?
- Nawet nie próbuj. Dostaniesz ile będziesz chciała.
- No to poproszę teraz jednego.
Wpił się w moje usta i namiętnie całował. W końcu oderwałam się od niego, żeby zaczerpnąć trochę oddechu. Zdjął mnie z siebie i położył obok. Wtuliłam się w niego i zasnęliśmy w cieple swoich ramion...
Obudziliśmy się wieczorem. Niall wstał powoli i powędrował do kuchni. Ja bacznie, jeszcze leżąc wygodnie, przyglądałam mu się.
- Masz ochotę na gorącą czekoladę ?- zapytał.
- Mmm...z chęcią.
Wstałam i powędrowałam w jego stronę. Moja stopa już nie bolała. Chłopak szedł właśnie w moją stronę z dwoma kubkami. Wzięłam od niego jeden. I skierowałam nas ku schodom.
- Usiądźmy tutaj.- Oznajmiłam.
- Dobrze.



Siedzieliśmy zerkając na siebie co chwile i upijając zawartość kubków.
- Sami miałem Ci się o coś zapytać.
- Tak ?
- Co Ci się śniło w nocy ?- zapytał w głosie pełnym troski.
- To był koszmar. Śniło mi się, że ktoś wszedł do naszego domu. Ja byłam w łazience akurat. Chciałam ochłodzić sobie twarz wodą, bo było mi w nocy strasznie gorąco. Usłyszałam kroki. Przestraszyłam się. Zgasiłam światło w łazience i schowałam się. Potem usłyszałam strzał, a gdy wrócił widziałam Ciebie leżącego we krwi i się obudziłam. 
Łzy zaczęły samowolnie spływać, a Niall złapał mnie za rękę i powiedział:
- Jestem przy Tobie, rozumiesz ? I tak pozostanie ile będziesz chciała, bo ja już wiem, że chcę być przy Tobie na zawsze. Kocham Cie niewyobrażalnie mocno. 
- Ja Ciebie też kocham.- Wtuliłam się w niego i złączyłam nasze usta.
- Mam dla Ciebie prezent.
- Niall...co Ty...Niee...
- Zaczekaj.- Wziął puste kubki i odniósł je szybko do kuchni, potem poszedł na górę i po chwili wrócił z dość dużym kartonem.- Proszę skarbie, mam nadzieję, że Ci się spodoba.
-Dziękuję, ale nie musiałeś.- Powiedziałam zawstydzona otwierając karton. Moim oczom ukazała się piękna sukienka.- Boże ! Jest cudowna.- Rzuciłam się mu na szyję i pocałowałam namiętnie.

- A pokażesz mi się dzisiaj w niej ?
- Teraz ?- Zapytałam zawstydzona.
- Tak.
Poszłam na górę i weszłam do łazienki. Zaczęłam ubierać sukienkę i ułożyłam włosy. Wyszłam niepewnie i skierowałam się do chłopaka. Wchodził właśnie do domu.
- I jak ?
- IDEALNIE.- Oznajmił zaskoczony.

- Podoba Ci się ?
- Nie masz pojęcia jak bardzo. Mam jeszcze jedną niespodziankę. Chodź ze mną.
Złapał mnie za nadgarstek, przyciągnął do siebie i wziął na ręce. Wyszliśmy na zewnątrz. Było ciepło, a gwiazdy pięknie lśniły, pięknie ozdabiając niebo.
Moim oczom ukazało się łóżko i mnóstwo świeczek. Wszystko było perfekcyjne. Nie mogłam się nacieszyć tym widokiem.

- Co sądzisz ?
- Uszczypnij mnie, bo nie wierzę. Wszystko jest takie nierealne. Jak w bajce. O takim księciu nawet nie śmiałam marzyć...
Położył dłonie na moich biodrach i delikatnie przysunął do siebie...
Po chwili złączył nasze usta i nie przestawał pogłębiać pocałunku. Po raz kolejny dałam się ponieść fantazji jego języka i wplotłam swoje palce w jego czuprynę. Kocham te usta, oczy, włosy. Po prostu kocham go całego. Jest perfekcyjny w każdym milimetrze...
Jego usta zaczęły wędrować wzdłuż linii mojej szczęki. Potem znów wracały do ust. Następnie zaczęłam czuć je na szyi.
- Niall przepraszam, ale ja jeszcze nie chcę.
Blondyn nie przestawał. Wciąż całował zaciskając uścisk na moich pośladkach. 
- Proszę przestań...
Nie ustawał, w jego pocałunkach czułam coraz większe pożądanie. Nagle poczułam jego zimną rękę pod moją sukienką. Gdy zaczął zsuwać moją bieliznę oderwałam się od niego i uderzyłam go mocno w policzek. 
Chłopak nagle stał się agresywny. Przyciągnął mnie mocno do siebie i złapał za szyję zaciskając uścisk przy czym zaczęłam mieć problemy z oddychaniem. Czułam jak moje stopy nie dotykają już ziemi.
- Puść mnie !- krzyknęłam resztką sił rozpaczliwie płacząc.
On położył mnie powoli i stanął jak wryty. 
- Przepraszam.- Powiedział wciąż osłupiały. 
Może nie wiedział co robi, ale wybiegłam stamtąd szybko. Pozbierałam rzeczy i biegłam nie wiedziałam dokąd, ale nie zatrzymywałam się. Co chwile odwracałam się czy mnie nie goni. Nigdy się tak nie bałam jak wtedy. Nogi się pode mną uginały, nie miałam już siły. Usiadłam na ulicy i czekałam, czekałam aż ktoś będzie jechał i zabierze mnie stąd do domu, mojego domu. Chociaż tam mogę się czuć bezpieczna...

                                                                              

niedziela, 16 marca 2014

Rozdział 6 I DON'T BELIEVE IT.

                          "Ahh..jak cudnie być spóźnioną !" pomyślałam ironicznie. Ten budzik doprowadza mnie już do szaleństwa.
Ciągle coś z nim nie tak. Chciałam być u Niall'a wcześniej, a jest już 15. Nagle w radiu usłyszałam "naszą" piosenkę...Podgłosiłam i zaczęłam śpiewać. Właśnie stanęłam na światłach. Ludzie wytrzeszczali oczy przysłuchując się mojej osobie, jednym słowem- wariatce. Nie zwracałam na nich uwagi. Nagle nadjechał  biały samochód, a w nim siedział przystojny chłopak o chyba zielonych oczach i mnóstwem loków na głowie.
Śpiewałam dalej i gdy zauważyłam, że chłopak słucha mnie, przerwałam jednocześnie spostrzegając rządek jego śnieżnobiałych zębów.
- Nie przerywaj sobie...- powiedział chłopak z nieschodzącym mu z ust uśmiechem.
- Dziękuję, ale nie skorzystam- powiedziałam zniesmaczona.
Chłopak puścił mi oczko i pojechał dalej pozostawiając za sobą dużo dymu, przez którego dostałam niemałego kaszlu co mnie jeszcze bardziej zdenerwowało. "Palant" parsknęłam do siebie. 
                                                                                                                          
                          20 minut później

             Szłam uradowana, że wreszcie go stąd mogę zabrać. Doszłam do jego sali i złapałam za klamkę jednocześnie przypominając sobie wczorajszy pocałunek. Zatrzymałam jakby zegar i zaczęłam rozmyślać o ostatnich wydarzeniach. Dużo tego...Tyle niedoszłych pocałunków. Wiele łez z powodu wypadku. I tyle ciepła wypływającego z jego serca. Czas się ogarnąć, otworzyłam drzwi i nie wierzyłam własnym oczom. Przetarłam je i byłam już pewna, że mój wzrok mnie nie myli. Stanęłam jak wryta, łzy napłynęły mi do oczu, a gdy jedna spłynęła po policzku, odwróciłam się i wybiegłam z sali trzaskając za sobą drzwiami, a w oddali słyszałam tylko echo wypowiadanego mojego imienia...

                       ***Oczami Niall'a***

- SAMI !- krzyknąłem wstając z miejsca.
- Co to za dziewczyna ?- zapytała moja siostra.
- Rose to długa historia, ale muszę ją dogonić !
                        Nie zastanawiając się pobiegłem za nią, ale opuściwszy szpital usłyszałem tylko pisk opon..."Nie zdążyłem" pomyślałem zrozpaczony po czym wróciłem do mojej sali. Usiadłem zawiedziony.
- I co ?- zapytała z ciekawością.
- Odjechała, nie dogoniłem jej. Co jeśli już nigdy jej nie zobaczę ? Przy niej czułem, że reszta się nie liczy. 
- A co się stało z Bellą ?
- Nic Ci nie powiedziałem ?! Ona rok temu zdradziła mnie z Zayn'em. Z moim przyjacielem, był dla mnie jak brat. Dobrze, że mam Harrego, on nigdy by mi takiego czegoś mnie zrobił. A dzięki Sami zapomniałem o przeszłości. Bella dla mnie już nie istnieje. Teraz jest tylko Samantha ważna.
- Tak mi przykro. Wyglądała mi na porządną dziewczynę. Jednak pozory mylą, a Zayn to skończony kretyn.
- Nie ma co rozdrapywać starych ran. Odwieziesz minie już do domu ?
- Jasne, chodź.- powiedziała podnosząc moją torbę.
- Rose nie wygłupiaj się, oddaj to. Nie jestem niepełnosprawny, żebyś musiała nosić za mnie wszystko.- oznajmiłem jej po czym odciążyłem jej ręce.
- Dobrze, chodźmy już.

                     ***Jak widziała to Sami***

            Leżałam na łóżku i nie mogłam wciąż uwierzyć, jak on mógł. Myślałam, że mnie kocha, jednak się przeliczyłam. Nie zasługuje na szczęście, miłość, ŻYCIE. Łzy spływały strumieniami, wyżłobiły sobie już ścieżki, po których równomiernie osuwały się po policzkach. Za oknem było coraz ciemniej, zmęczona płaczem zasnęłam.
Obudziłam się następnego dnia. Poszłam do łazienki, spojrzałam w lustro: "Matko jak ja wyglądam ?!". Oczy miałam podpuchnięte, włosy ułożone w artystyczny nieład. Coś okropnego. Po godzinie doszłam mniej więcej do ładu ze sobą. Jednak na twarzy wciąż nie ukazywał się uśmiech. Próbując zmusić się do niego łzy znowu zaczęły spływać rozmazując makijaż. Wytarłam się i poprawiłam go. Ubrałam się w coś szykownego, sama nie wiem czemu.
I tak mam zamiar przesiedzieć cały dzień w domu. Zeszłam na dół i nalałam sobie soku. Nie miałam ochoty nic jeść. Zresztą od dłuższego czasu jadłam coraz mniej nie wiadomo czemu. Widać było, że chudnę w oczach. Mama nie raz zwracała na to uwagę, ale to pewnie przez problemy zdrowotne, które miewam przecież od urodzenia. Usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Leciał właśnie dramat: Now is good. Mój ulubiony film. Nie pamiętam kiedy ostatni raz go oglądałam. Długo nie trwało moje oglądanie, bo usłyszałam pukanie do drzwi. Z każdą chwilą było coraz bardziej intensywne. Podeszłam uradowana myśląc, że to Emily, ale byłam w błędzie. Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się nie kto inny tylko ON. Nie zdążył nic powiedzieć, bo tak szybko je zamknęłam jak otworzyłam. Po czym osunęłam się po drzwiach. 
-Sami, pozwól mi wytłumaczyć, proszę Cię.
-Jeszcze masz czelność tu przychodzić ?!
-Sami otwórz drzwi.
-Chyba nie sądzisz. Okłamałeś mnie. I nie mów do mnie Sami !
-Pozwól mi wyjaśnić błagam.
-Mów, nikt Ci nie zabrania.
-To była moja siostra Rose, o której Ci już opowiadałem, proszę uwierz...
Siedziałam bez ruchu. Trwało to z 10 min...Nagle usłyszałam kroki, chyba odpuścił sobie. "Może mówi prawdę ?!" pomyślałam i szybko wstałam. Otworzyłam drzwi i wybiegłam z domu do niego. Był już przy aucie, gdy złapałam go za rękę, a on przyciągnął mnie do siebie i szepnął do ucha:
-Kocham Cię.- po czym objęłam go mocniej.
Staliśmy wtuleni w siebie bez słowa.- Już OK ?
-Tak, wszystko dobrze.
"Skoro specjalnie przyjechał to wyjaśnić to musi mówić prawdę..." pomyślałam szybko.
-Nie chce, żebyś kiedykolwiek płakała przeze mnie.- pocałował mnie w policzek, a ja, jak to ja, zarumieniłam się.
-Jesteś taka słodka.

-Nieprawda.
-Parwda ! A tak właściwie mam mała propozycje, chciałabyś spędzić ze mną cały dzisiejszy dzień ? Przygotowałem coś na przeprosiny za te wszystkie łzy. Tylko to daleko, masz ochotę na współną podróż ?
-Chyba dzisiaj mój grafik jest pusty, a co do podróży z Tobą, hmm...Kusząca propozycja.
-Więc jedziemy...Zapomniałem dodać, że wyglądasz dzisiaj cudnie. Zresztą jak zawsze. Zawstydasz Afrodytę swoją urodą.
-Tylko ona była boginią piękności, a ja anwet ładna nie jestem.
-Ty się kochana nie doceniasz. Jesteś piękna, zrozum.
- Dziękuję Ci.- dałam mu buziaka i wsiedliśmy w samochód.
           
                            2 godziny później

-To już ?- zapytałam przebudzając się.
-Tak, to tutaj.- przetarłam małymi piąstkami oczy, gdy Niall właśnie otwierał mi drzwi auta. Wysiadłam, a moim oczom ukazał się duży, piękny dom z basenem.- Chodź piękna.- uśmiechnął się uroczo łapiąc mnie za rękę.
Przysunął mnie do siebie i odwrócił plecami.

Założył chustę na oczy i prowadził. Szliśmy dość spory kawałek, a ja umierałąm z ciekawości. Nagle stanął w miejscu. Odsłonił mi widok, a ja omal nie upadłam z wrażenia.  Przed nami leżało dużo poduszek, wino, stał również ekran, na którym, o ile się nie mylę, właśnie się zaczynał film. Wszystko wyglądało tak pięknie. Czułam się jak w bajce.
Nie da się opisać tego widoku.

-Usiądź sobie, a ja pójdę po jeszcze jedną butelkę wina.
-Dobrze- odpowiedziałam i usiadłam.
Czekałam z niecierpliwością na chłopaka. Szybko wrócił. Gdy patrzył na mnie widziałam w jego oczach nieśmiałość. Nie tylko jego ona ogarniała.
-Oglądałaś kiedyś film "Twój na zawsze" ?
-Nie, wydaje mi się, że nie.
-A masz ochotę obejrzeć ?
-Z wielką chęcią.- chłopak usiadł obok mnie i rozkoszowaliśmy się smakiem wina. Trzymał mnie za rękę, a gdy film się skończył otarł mi łzę.
-Nie bez powodu wybrałem akurat ten film. Chcę, żebyś wiedziała, że ja też chcę być Twój na zawsze, bo Cię kocham.
-Ja Ciebie też. Kocham Cię najmocniej na świecie.- wpił się w moje usta i nie mógł oderwać dopóki nie zaczął padać deszcz. Wziął mnie na ręce i poszedł do domu nie odrywając ode mnie swoich ust. Posadził mnie na blacie kuchennym i dalej namiętnie całował. Po chwili oderwał się ode mnie i powiedział:
-Sami ja nię mogę.
-Dlaczego ? Nie podobam Ci się ?
-To nie tak, jesteś pijana.
Zdjął ze mnie mokre rzeczy, a ja z niego. Znów znalazłam się na jego ramionach. Właśnie szedł ze mną na górę do sypialni. Położył mnie na łóżku i oznajmił:
-Zaraz wrócę...skoczę tylko po butelkę wina.
-Dobrze poczekam.


                     ***Oczami Niall'a***


Wziąłem pierwszą lepszą butelkę i powędrowałem na górę. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem spiącą już Sami. Wyglądała tak słodko. Nie chciałem jej budzić. Za oknem słychać było w pewnym momencie burzę. Zgasiłem światło i skierowałem się w kierunku drzwi, gdy nagle poczułem jak coś ciągnie za kant moich bokserek. Gwałtownie odwróciłem się. To była Sami...
-Zostań ze mną proszę.
-Dobrze kochanie.- odkryła kawałek łóżka, a położyłem się obok. Dziewczyna natychmiastowo wtuliła się we mnie i zasnęła. Jej zimne dłonie przyprawiały mnie o dreszcze, więc złączyłem je.
Odgarnąłem kosmyk jej włosów odkrywając całą jej urodę. Wpatrywałem się w nią i zachwycałem rysami jej twarzy. Była taka słodka. Wsłuchiwałem się w jej niespokojny oddech, przy czym bawiłem się jej włosami. Gdy jej oddech zwolnił udałem się w Krainę Morfeusza...


                        3 godziny później          


Obudził mnie nagły krzyk. To Samantha miała zły sen. Gdy podniosła się z łóżka objąłem ją i zacząłem delikatnie kołysać, gładząc dłonią jej gorącą twarz.
-To tylko zły sen Sami, już wszystko w porządku. Jestem przy Tobie skarbie. Ona wtulając się we mnie cicho łkała. Ciężko było ją uspokoić. Z bólem serca patrzyłem na łzy spływające po jej policzkach. Po pewnym czasie byliśmy oboje strasznie zmęczeni i zasnęliśmy...