piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 1 Never Say- IT CAN'T BE WORSE.

  *Miesiąc później*


              No to czas się szykować, bo zanim pojadę jeszcze po Emily to impreza już się skończy. Otworzyłam szafę "No i kolejny problem co włożyć". Krzywiłam się przebierając pomiędzy ubraniami. "Czy ja w ogóle mam coś odpowiedniego?" O to jest pytanie, które zadaję sobie przed każdą imprezą. "Może to?! Nie, jednak nie". Myślałam przy każdej sukience trzymanej w ręce. Stoję przy tej szafie już z dobre 15 minut i wciąż nie mam zielonego pojęcia co ubrać. "Moment...co to jest?", zapytałam się głupio sama siebie. Trzymałam w dłoniach fioletową sukienkę z koronkowym dekoltem. Nigdy nie widziałam jej, a jest śliczna. No to jedno mam już z głowy, teraz buty. I kolejny dylemat...
Ze szpilkami było łatwiej, wystarczyło dopasować je do fioletu. "Ufff. mam...". Sięgnęłam po srebrny lakier i spokojnie przejechałam pędzelkiem każdy z paznokci. "Dobrze, że jest szybko schnący" pomyślałam w duchu. Jeszcze trochę zostało mi do wyglądania dobrze, ale najpierw trzeba się wbić w sukienkę. Poszłam do łazienki i ubrałam moje fioletowe cudeńko. Włosy upięłam w niesfornego koka. Oczy pomalowałam na kolory pasujące do butów i sukienki, a następnie podkreśliłam je eyelinerem. No i na koniec przejechałam usta delikatnym błyszczykiem. "To chyba na tyle", stwierdziłam uradowana. Wyszłam z łazienki i ubrałam szpilki. Spojrzałam w lustro, sukienka leżała świetnie. "Jednak tyle czasu na szukanie czegoś odpowiedniego, nie było wcale stratą czasu". 
 
Ubrałam jeszcze kolczyki w kształcie skrzydeł, torebka w dłoń i zeszłam na dół.
- Mamo i co sądzisz ?- zapytałam z ciekawością.
- Sądzę, iż mam piękną córeczkę.- uśmiechnęła się szeroko.
- Nie przesadzaj. Dobrze jest ?
- Nie chcę używać niecenzuralnych słów, więc powiem po prostu: CUDNIE.
Widziałam radość w jej oczach, że wreszcie wzięłam się w garść. Minęły w końcu dwa lata odkąd...I nagle łza zakręciła mi się w oku. Przy każdej myśli o śmierci taty, tak właśnie reagowałam. "Dosyć już, dzisiaj jest impreza i muszę się dobrze bawić". 
- Ja już muszę lecieć, bo jadę jeszcze po Em.- rzekłam.
- To leć, bawcie się dobrze.- powiedziała śląc mi ostatni uśmiech.
- Mamy właśnie taki zamiar.- dałam jej buziaka w policzek i pobiegłam do samochodu. 
                     Padał niemały deszcz. Ciemno na ulicy, a samochody szalały jak zawsze. Londyn to same korki, ale dzisiaj wyjątkowo mogłam jechać z prędkością jaką lubię. Mój tata zginął w wypadku samochodowym. Jakiś idiota wjechał w niego ciężarówką. Pomimo tego wszystkiego, nie bałam się szybkiej jazdy. Było to dla mnie ogromną przyjemnością... Moje rozmyślania przerwał nagły telefon. Zaczęłam szukać go po torebce odrywając wzrok od jezdni. Gdy go znalazłam, zobaczyłam, że dzwoni Emily. Odwróciłam wzrok od telefonu patrząc na jezdnię. Nagle zauważyłam jakąś postać na rowerze, wyjeżdżającą właśnie na drogę. Zaczęłam ostro hamować, ale było już za późno. Mocny pisk i hałas od uderzenia. Opanowałam samochód i zatrzymałam się. Chłopak i jego rower leżeli po obu stronach jezdni. Ja zszokowana i zapłakana siedziałam nadal w aucie. Oddech przyspieszony, a serce biło mocniej. Wzięłam się w garść i podbiegłam do niego cała drżąca i z rozmazanym makijażem od łez. "Boże co ja zrobiłam ?!" pytałam się sama siebie. 
Zaczęłam wołać o pomoc, jednak nikt mnie nie słyszał. Jak na nieszczęście nie jechał żaden samochód. Pustka wypełniała całą ulicę. Żadnej żywej duszy na drodze. Zadzwoniłam po karetkę, powiedziałam co się stało i gdzie jestem. W pewnej chwili zauważyłam, że chłopak ma wciąż otwarte oczy, ale nie mógł się zupełnie ruszać. Nagle coś mnie tknęło, że bez przemyślenia powiedziałam do umierającego:
- Jakie ty masz piękne oczy...- on uśmiechnął się resztką sił i "odpłynął". Zaczęłam panicznie krzyczeć, żeby nie umierał. Posłuchałam czy oddycha. Nic, dlatego rozpoczęłam intensywny masaż serca. Próbowałam zrobić wszystko by utrzymać go przy życiu. W pewnym momencie usłyszałam sygnał karetki i ujrzałam jej kolorowe światełka. Zatrzymała się na miejscu wypadku. Sanitariusze wysiedli z pojazdu i podbiegli z noszami do chłopaka. Nagle zauważyłam również jadącą policję. Wiedziałam, że nie obejdzie się bez konsekwencji. Podszedł do mnie policjant:
- Jest pani w stanie powiedzieć mi co tu się stało ?
- Jechałam po koleżankę, wybierałyśmy się razem na imprezę. Nagle zadzwonił mój telefon, więc zaczęłam go szukać, odwracając wzrok od jezdni. Zauważyłam, że dzwoni moja przyjaciółka i odłożyłam telefon...-Nagle przerwałam roztrzęsiona.
- Spokojnie, co się wydarzyło dalej ?- pytał policjant.
- Wtedy wyjechał ten chłopak mi pod koła. Nie zdążyłam wyhamować i...- rozpłakałam się i nie dokończyłam. 
- Proszę się uspokoić.- powiedział łagodnie policjant.
- Jak ja mam się ku*wa uspokoić ?!- krzyknęłam mu w twarz.
- Rozumiem pani zdenerwowanie, jednak proszę o zachowanie spokoju.
- Jasne...rozumie pan.- powiedziałam ironicznie.- Nawet nie wiem co mu jest, bo trzymacie mnie tu jeszcze bez celu. To był młody chłopak, miał może z 22 lata, a przeze mnie może nigdy już nie mieć szansy spełnić marzeń, cieszyć się życiem...Boże, co ja najlepszego zrobiłam ?!
- Ile pani jechała na godzinę ?- zapytał policjant.
- Ze 120 km/h.- stwierdziłam.
- Wie pani, że tutaj dozwolona prędkość wynosi 80 km/h ?
- Tak, wiem- powiedziałam z żalem.- czy będę miała zabrany samochód i prawo jazdy ? 
-To było nieumyślne spowodowanie wypadku i to poszkodowany wyjechał pani na drogę, więc skończy się na punktach karnych i grzywnie. Tak więc 8 punktów karnych i 600 zł. Zapłaci pani grzywnę czy będzie trzeba sprawę zgłosić do sądu ?
- Zapłacę, czy mogę już jechać ?- zapytałam szybko.
- Tak, to wszystko.- odpowiedział spokojnie policjant.
                             Poszłam przyspieszonym krokiem i weszłam do auta. Przez chwilę wpatrywałam się w krew na ulicy. Zerknęłam na zegarek w telefonie. 11 nieodebranych połączeń od Emily. Odpisałam jej krótko, że coś mi wypadło i nie mogę jechać i przeprosiłam ją. Odpaliłam samochód i pojechałam do szpitala, gdzie zabrali tego chłopaka. Jechałam zgodnie z przepisami. "Już nigdy nie przekroczę prędkości", obiecałam sobie w duchu...
Wysiadłam i pobiegłam do recepcji:
- Przepraszam, gdzie leży chłopak z wypadku, którego niedawno temu przywieźli ?
- On jest w bardzo ciężkim stanie...- poruszyły mnie te słowa- Leży w sali 69, ale nie wolno pani tam wchodzić. Jest pani kimś z rodziny ?
- Jestem jego narzeczoną- musiałam skłamać.- bardzo panią proszę, muszę go zobaczyć.
- Dobrze, może pani chociaż popatrzeć przez szybę, ale nie wolno tam wchodzić.!- podkreśliła ostatnie słowa.
Przyspieszonym krokiem szłam w stronę, którą wskazała mi jedna z przechodzących pielęgniarek. W końcu znalazłam szukaną salę. Patrząc na niego, czułam jak po policzkach toczą się mi łzy. Głowę miał owiniętą bandażem, był podłączony do mnóstwa maszyn, pomp i kroplówek. Nagle zauważyłam jak przechodzi lekarz.
- Panie doktorze, co z nim jest ?
- Właśnie przeszedł skomplikowaną operację. Miał wstrząs mózgu, zbite żebra, z czego 2 pęknięte, jego ciało było całe poobijane.- stwierdził krótką diagnozę.- Teraz trzeba tylko czekać, aż się wybudzi ze śpiączki. Przepraszam, muszę już iść.
- Dobrze, dziękuję.- powiedziałam zasmucona po usłyszeniu diagnozy.
Nagle telefon...mama dzwoni. Odebrałam i opowiedziałam jej wszystko po kolei. Była przerażona, ale oznajmiłam jej, że wszystko w porządku i zaraz będę w domu...
Tak jak powiedziałam tak zrobiłam.
Mama siedziała w kuchni:
- Kochanie co się stało ?- zapytała przerażona.
- Już Ci wszystko opowiedziałam, przepraszam, ale jestem zmęczona. Dobranoc.
- Dobranoc, śpij dobrze.
- Ty też mamo.
Poszłam do łazienki i wzięłam długą, gorącą kąpiel. Nic nie pomogła. Osuszyłam ciało, ubrałam bieliznę, piżamę i wróciłam na swoje łóżko. Nie mogła zasnąć, ciągle myślałam o tych pięknych turkusowych oczach. Co chwile miałam przed oczyma te straszne wydarzenie. Nie mogłam już tego wytrzymać. Wstałam i poszłam do łazienki. Sięgnęłam po moją ulgę, zawsze pomagała mi w problemach. Kolejne rany pojawiały cię na moim rękach z każdym jednym cięciem. Powoli zaczęłam osuwać się po ścianie. Coraz ciężej było mi utrzymywać otwarte oczy. Kafelki były całe we krwi, jedna wielka plama czerwonego płynu. Nagle usłyszałam kroki. Przeszła mi przez myśl mama, że zauważyła zapalone światło, ale nie...
Ujrzałam mojego tatę "Przecież on nie żyje", stwierdziłam, ale widziałam jak szedł w moim kierunku. Zaczął wyciągać do mnie swą dłoń, jednak nie miałam siły by podać mu moją. 
- Żyj kochanie, nie zamykaj oczu ! - powiedział delikatnym i spokojnym głosem, po czym zniknął we mgle.
Usłyszałam po raz kolejny kroki zbliżającej się osoby. To była moja mama.
- Sami nie zostawiaj mnie tu samej. Proszę, nie umieraj skarbie.!- dławił się łzami, gdy ja odchodziłam w krainę, gdzie wiara oddziela się od rzeczywistości...
                                                               



Ta-dam.! *o* Mamy pierwszy rozdział jak widać. Jest długi. Czy fascynujący to sami oceńcie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba, bo namęczyłam się. Przepraszam, że nie dodałam wczoraj, ale nie wypadało nie iść na urodziny babci. Dzisiaj tak późno, bo też nie było mnie w domu, ale najważniejsze, że rozdział jest. Miłego czytania misiaki :* ♥


5 komentarzy:

  1. Jesteś genialna!! Trochę podobne do Twojego opowiadania.. Też była dziewczyna, która spowodowała wypadek... ;/ Jest super ! ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Marika czy ty nie rozumiesz. To jest to samo opowiadanie tylko przeniosła to na internet O.o

    OdpowiedzUsuń
  3. Super ! ;* Zakochałam się w tym blogu ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Superr.. Czekam na dalszy rozdział :) *.*

    OdpowiedzUsuń