czwartek, 30 stycznia 2014

Rozdział 4 Listen to the voice of the heart, NOT of reason.

*Dwa dni później*


                                 "Ale dzisiaj ciepło !" pomyślałam przelotnie jadąc w kierunku szpitala gdzie leżał niebieskooki. Cudownie zaczął się dzień. Stawałam na każdym czerwonym świetle. Czas się dłużył. Chciałam jak najszybciej zobaczyć znów chłopaka. Gdy dotarłam, wysiadłam z auta i powędrowałam do sali gdzie leżał Niall. Złapałam za klamkę i przebrnęło mi przez głowę pytanie "czy on też tak wyczekuje naszego codziennego spotkania jak ja ?". Weszłam i zobaczyłam go siedzącego na łóżku szpitalnym. Szybko odzyskuje siły jak widać. Kiedy ujrzał mnie jego uśmiech rozpromienił salę.
- Jak się dzisiaj czujesz ?- zapytałam.
- Świetnie, ale to chyba dlatego, bo jesteś tu TY.- uśmiechnęłam się, podeszłam i musnęłam jego policzek po czym usiadłam obok.
- Masz dzisiaj ochotę na spacer ? Jeśli jesteś w stanie oczywiście.- zadałam pytanie z wielkim entuzjazmem.
- Kusząca propozycja. Tylko obawiam się, że będziesz musiała zapytać nie mnie o to, a pielęgniarki.
- Nie ma problemu.- uśmiechnęłam się i wyszłam.- kroczyłam korytarzem przed salą chłopaka, a traf chciał, że akurat przechodziła jedna pielęgniarka.- Dzień dobry, czy mogłabym zabrać Niall'a na spacer do parku ?
- Nie jestem pewna czy to dobry pomysł, ale skoro pani narzeczony czuje się na siłach...- "no tak, przecież przedstawiłam się jako jego narzeczona".
- Stwierdził, że da radę więc dziękuję pani bardzo.
- Nie ma za co. Miłego dnia.
- Wzajemnie.- odpowiedziałam grzecznie.
                                      Wróciłam szybko do sali, w której leżał chłopak o turkusowych oczach i nieziemskim uśmiechu.
- Pielęgniarka powiedziała, że mogę Cię zabrać tylko jeśli sam czujesz się na siłach. Więc ?- zapytałam z uśmiechem.
- Więc chodźmy, bo się nie zdążę Tobą nacieszyć...
Pomogłam mu wstać i podałam bluzę.
- Nie rób ze mnie kaleki, dam radę.- uśmiechnął się.
- Jak sobie życzysz.
Splótł nasze dłonie i wyszliśmy. Właśnie wsiedliśmy do windy. Byliśmy tylko my. Nagle usłyszałam moją ulubioną piosenkę: James Arthur- Impossible.
- Kocham ten kawałek.- powiedziałam bez zastanowienie.
- Ja też ! Myślisz, że mogłaby być to "nasza" piosenka ?
- Jasne.- pocałował mnie w policzek i zaczął śpiewać. Jego głos otulał moje ciało.
- Masz cudowny głos.- oznajmiłam gdy skończyła się piosenka.
- Wcale nie jest cudowny...
- Masz jeszcze jakieś talenty, o których nie wiem ?
- Talentu nie mam do niczego, ale potrafię grać na gitarze.- powiedział skromnie.
- Masz rację to nie jest talent.- rzuciłam z nutką ironii delikatnie oburzona.
- Jak się złościsz wyglądasz jeszcze piękniej.- musnął mój policzek co wywołało uśmiech na twarzy.- jesteś jeszcze zła ?
- Hmm...na Ciebie nie można długo się złościć.- wtuliłam się w niego i wyszliśmy.
Powoli zmierzaliśmy ku jakiejkolwiek ławeczce, bo nie chciałam Niall'a męczyć długim chodzeniem. Usiedliśmy i wpatrywaliśmy się w nasze oczy przez dłuższą chwilę, Przerwałam tę ciszę.
- Opowiesz mi trochę więcej o sobie ? Proszę.
- A co byś chciała wiedzieć ?
- Wszystko co mogę.- uśmiechnęłam się siedząc wciąż wtulona w chłopaka.
- Dobrze, więc...Jak byłem mały moi rodzice mieli wypadek, dlatego wylądowałem z moją siostrą w domu dziecka.- więc wszystko jasne dlaczego nikt go nie odwiedzał.- Nie mam żadnej bliskiej osoby prócz Rose. Gdy skończyła ona 18 lat zabrała mnie stamtąd. Pamiętam dobrze ten dzień. Płakałem ze szczęścia.- poprawił bluzę, a mi stoczyła się łza po policzku.
Chwila ciszy nagle otuliła nasze uszy. Nie wiedziałam co powiedzieć, ale on wytarł mi łzę i dalej opowiadał.



- Moja praca to po prostu biznes. Mam firmę po rodzicach. A ty pracujesz jako...?
- Jestem projektantką wnętrz.
- Lubisz swoją pracę ?
- Tak, a ty ?
- Czasem jest męcząca, tony papierów...Zresztą teraz mogę sobie odpocząć. Jak wrócę pewnie nie pójdę tak szybko znowu do niej. 
                          Uśmiechnął się, a ja odwzajemniłam miły gest. Przez około 10 minut siedzieliśmy bez słowa zerkając na siebie co chwilę, a gdy nasze oczy spotkały się już tak pozostaliśmy wpatrując się w nie. Z każdą chwilą pragnęłam poznawać do bliżej, chciałam poświęcać mu cały swój czas i być przy nim już zawsze. Czułam, że moje serce bije tylko dl niego, z każdą kolejną minutą coraz bardziej tonęłam w jego oczach wypełnionych turkusowymi falami. 

*Oczami Niall'a*


                Czy ja coś do niej czuję ? Patrząc na nią moje serce przyspiesza. Gdy widzę ten malinowy uśmiech nie pragnę niczego więcej. Chcę ją tylko uszczęśliwiać. Całe moje ciało ogarnia pożądanie tych ust. Pragnąłem tylko jednego, by wciąż była przy mnie. Zawsze ciężko przychodziło mi wykonanie tego pierwszego kroku. Jednak myślę, że nie pora jeszcze na to. Dopiero co ją poznałem. I tak nie wiem jeszcze o niej wiele rzeczy. A chciałbyś wiedzieć wszystko. Choć czuję jakbym znał ją od zawsze. Wszystko wydaje się przy niej kolorowe. Swoją obecnością zamazuje tę szarą rzeczywistość. Chyba powinienem zacząć wierzyć w miłość od pierwszego wejrzenia...
W pewnym momencie zauważyłem, że chyba jest jej zimno. Powoli przysunąłem się do niej i mocno ją objąłem. Ona natychmiastowo wtuliła się we mnie. To było słodkie. Może czuje do mnie to samo ? Milion myśli obijało mi się o głowę. 
- Zimno Ci jeszcze ?
- Nie, już nie.
Na jej ustach namalował się się delikatny i uroczy uśmiech. Blask księżyca oblał szmaragdową zieleń jej pięknych oczu co sprawiało, że były jeszcze bardziej urzekające. W pewnej chwili spojrzała na mnie:
- Wiesz, ja będę musiała już wracać do domu.

Moja mina zrobiła się nagle smutna:
- Na prawdę musisz ? Zostań proszę. Chociaż jeszcze trochę...
- Bardzo kusząca propozycja. Napiszę do mamy, że wrócę później. Co o tym myślisz ?
- Szczerze mówiąc jestem zachwycony.- musnąłem delikatnie ustami jej czoło, gdy była w trakcie wysyłania wiadomości. Nagle ukazał się rządek jej śnieżnobiałych zębów. Odwzajemniłem jej uśmiech i splotłem nasze dłonie po czym szepnąłem jej do ucha:
- Mówił Ci ktoś kiedyś, że jesteś nieziemsko piękna ?
- Nie, nikt, bo tak nie jest.
- Inni są ślepi albo za bardzo skupieni na swojej pracy, aby dostrzec taką urodę.
Musnęła mój policzek i wtuliła się we mnie.
- Nie wiesz, że skradanie całusów to moja praca ?
- Dobrze, ale jak od czasu do czasu ja skradnę Tobie to się nic nie stanie.- uśmiechnąłem się.
Bawiłem się jej długimi włosami spadającymi kaskadą na ramiona. Z każdym dniem, każdą godziną, a nawet minutą stawała się dla mnie coraz bliższa. "Może to właśnie ta jedyna, na którą tyle czekałem ?". Za każdym razem. gdy nadchodziła chwila rozstania nadchodził również smutek. Ciągle budzę się z myślą, że jutro może jej już nie być, że to tylko moja wyobraźnia. Przyzwyczaiłem się już do jej oczu, włosów czy zapachu, który wywoływał dreszcze na całym moim ciele. Chyba na prawdę ją kocham. 
                             Siedziała tak niewinnie wtulona w mój tors. Taka bezbronna, a ja coraz bardziej pragnąłem tych malinowych ust. Miałem nadzieję, że kiedyś będę miał szansę zaznać ich smaku. Mocno w to wierzyłem a podobno "WIARA CZYNI CUDA"...
- Jestem ciekawa kiedy Cię wypuszczą.
- Będę musiał wspomnieć o tym lekarzowi. Czuję się już na siłach. Dałbym sobie radę.
- Chyba nie sądzisz, że zostawię Cię samego ?!
- Ale ty masz swoje problemy.
- Nie mam żadnych problemów. Chcę Ci pomóc. Chyba, że ty nie chcesz mnie już widzieć...
- Nie o to chodzi. Każdego dnia szczypię się, bo wydajesz mi się nierealna. Wiesz, że nie musisz ?
- No właśnie wiem, ale jakoś CHCĘ.
- Jesteś taka słodka.- "Ups. To miało pozostać w mojej głowie".
Moją twarz oblał rumieniec, a ona cicho zachichotała.
- Ty też jesteś słodki.- posłałam mu uśmiech trzęsąc się z zimna.
- Zimno się robi.- stwierdziłem przytulając ją mocniej.- Moje ramiona już z takim wiatrem nie dadzą rady.- powiedziałem po czym wstałem zasmucony.
Chciałem ją uchronić przed wszystkim, a teraz nie radzę sobie ze zwykłym wiatrem...
Ona zauważywszy moją smutną minę podeszła do mnie. Była bardzo blisko. Czułem jej delikatnie przyspieszony oddech na twarzy. Objąłem dłonią linię jej szczęki i zbliżyłem nasze usta. Już miałem je złączyć, gdy ona złapała mnie za rękę i powiedziała speszona:
- Chodźmy już, bo robi się strasznie zimno.
- Dobrze, nie chcę żebyś zmarzła. 
Nie puszczając mojej ręki szła ze mną w kierunku szpitala. Nic nie rozumiałem. Myślałem, że czuje to samo co ja. Wyszło niezręcznie. Byłem zawiedziony, bo straciłem szansę...

*Oczami Sami*

                             Pospiesznie musnęłam jego policzek i spojrzałam w oczy przepełnione smutkiem. Cała drogę myślałam "co ja najlepszego zrobiłam ?!" Dobrze wiem, że tego chciałam, żeby mnie wreszcie pocałował. Serce chciało się na niego wręcz rzucić, a rozum kazał jeszcze zaczekać. Gdy wróciłam do domu, oznajmiłam mamie, że już jestem i pobiegłam na górę. Wzięłam relaksującą kąpiel, która nic nie pomogła po tak męczącym dniu. Wyczerpana udałam się w Krainę Morfeusza...



Witajcie kochani ;3 Dość długi rozdział, nie sądzicie ? Dzisiaj cudowny dzień.! Lekcje się zarąbiście skończyły. :* Nie długo ferie. Muszę jeszcze wytrzymać jeden dzień szkoły. Nie wiem jak to będzie z dodawaniem rozdziałów, ale gdy będę w domu obiecuję, że kolejne rozdziały się pojawią.! ^^ Obecnie mam nadzieję, że wynagrodziłam wam tę długą nieobecność. Jeśli się podoba to komentujcie proszę. Dla Was to chwila, dla mnie dalsza motywacja do pracy. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Tyle pomysłów obija mi się o głowę, że już nie nadążam pisać. Do następnego misiaki :* ♥ 

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Rozdział 3 This is incredible !

                                               Siedziałam nieruchomo, a turkusowa fala oblewała moje ciało co wywoływało niemałe dreszcze.
- Co ja tu robię ? I gdzie ja jestem- zapytał niebieskooki z delikatnym niepokojem w głosie.
- Jesteś w szpitalu. Miałeś wypadek, który to ja spowodowałam- odpowiedziałam z żalem, po czym łza stoczyła się powoli po policzku. Szybko ją otarłam, żeby on nie zauważył jej przypadkiem. Na twarzy chłopaka zaistniał jakby grymas zamyślenia...Siedziałam w ciszy bacznie przyglądając się mu. Wreszcie oderwał wzrok od sufitu:
- Pamiętam to wszystko. To nie była wcale twoja wina. To ja wyjechałem Ci pod koła samochodu. Nie możesz się zadręczać o coś co nie spowodowałaś ty. A tak w ogóle, wiesz może ile ja już tu przebywam ? I co się ze mną przez ten czas działo ?
- Jeśli dobrze liczę to jutro miną trzy tygodnie. A przez ten czas byłeś ciągle w śpiączce.- powiedziałam smutno.
- A skąd właściwie wiesz tak dużo ?
- Przychodziłam tu każdego dnia z nadzieją, że wreszcie się obudzisz. Choć ta iskierka zaczęła powoli wygasać...aż do dzisiaj.
- Musisz być na prawdę wspaniała skoro, aż tak się przejęłaś losem zwykłego chłopaka.

- Nie jesteś taki zwykły...- powiedziałam nieśmiało.
- Mylisz się, najzwyklejszy w świecie.- posłał mi delikatny uśmiech.- Jak właściwie masz na imię ?
- Samantha, ale znajomi mówią do mnie po prostu Sami, miło mi.
- Ja jestem Niall i słyszałem, że mam piękne oczy. Mnie również miło.- usłyszałam cichy śmiech z jego ust, a ja zrobiłam się niewiarygodnie czerwona- spokojnie, ty też masz piękne oczy.
- Ja nie mam nic ładnego, a pięknego to już w ogóle i proszę Cię ty jedyny mnie nie okłamuj...
- Nigdy nie okłamałem żadnej dziewczyny, a ty jesteś cała piękna.
- Wiesz, że patrząc w oczy możesz zobaczyć wszystko ?- zobaczyłam jak kręci z irytacją głową..pewnie dlatego, bo zmieniłam temat, ale ja po prostu nie lubię rozmawiać o swoim wyglądzie, bo siebie nie akceptuje w żadnym stopniu. Nie wiem czy kiedykolwiek znajdzie się jakiś chłopak, przy którym poczuję, że jestem piękna...
- Ja patrząc w twoje widzę tylko szmaragdową głebię, w której w pewnej chwili wydaje się, że tonę. Ta zieleń zalewa moje serce od środka. Od Ciebie płynie jakieś niewyobrażalne ciepło, którego nie mogę pojąć.
- Też nie pojmuję sama siebie.- uśmiechnęłam się, po czym on zawtórował mi ukazując rządek śnieżnobiałych zębów.
- Do twarzy Ci z uśmiechem.
- Dziękuję.- odpowiedziałam na miły komplement.
- Wiesz...nigdy wcześniej nie byłem w szpitalu, jakoś zawsze omijałem nieszczęścia szerokim łukiem. A ty byłaś kiedyś tutaj ?- zapytał.
- Kilka dni temu, leżałam w tej sali, na tamtym łóżku- powiedziałam wskazując na łóżko obok chłopaka.
- Co Ci się stało ?- zapytał z lekkim niepokojem, a mi spłynęła łza po policzku. Po raz kolejny ją otarłam szybko.
- Nie płacz...przytuliłbym Cię, ale nie mam siły się podnieść.- powoli nachyliłam się po czym złożyłam mokrego całusa na jego policzku.
Chłopak próbował starej sztuczki...Chciał szybko odwrócić głowę, żeby dostać całusa w usta, ale byłam szybsza. Zaśmiałam się pod nosem.
- Chciałbym dostawać każdego dnia takiego malinowego buziaka.- Znów ukazał rządek bielutkich zębów.
- Hmm...Jak ładnie poprosisz to możesz dostać jeszcze, ale dzisiaj już limit się wyczerpał.
Zaśmialiśmy się oboje, wcale nie cicho. Aż pielęgniarka przyszła zobaczyć co się dzieje. My odpowiedzieliśmy równo, że nic się nie stało i znów zostaliśmy sami. Cisza nie była już niezręczna. Wręcz miła. Siedzieliśmy przyglądając się wciąż sobie, a ja nie mogłam nacieszyć się widokiem jego oczu. Z każdym spojrzeniem chłopaka tonęłam. Ale ciepło jego serca zaraz mnie ratowało. Dopiero teraz zauważyłam, że wciąż trzymam jego rękę. Przyjrzałam się naszym splecionym dłoniom i mój wzrok utkwił na Niall'u. Co rusz uśmiechałam się do jego osoby, a on gładził opuszkiem palca moją rękę. Czułam jak cała pozytywna energia przepływa w jego żyłach. Nawet po wypadku potrafi być radosny...
- Bałam się, że możesz mi nie wybaczyć.
- Nie mam czego Ci wybaczać. Ten temat już dokładnie przeanalizowaliśmy. Zapomnijmy o tym co było OK ?
- Dobrze. Chyba lepiej będzie dla Ciebie jak i dla mnie gdy zapomnimy o tym wszystkim.
Kolejna chwila ciszy, ale przerwał ją:
- Boisz się czasem przyszłości ?
- Każdego dnia kładąc się spać boję się, że już więcej mogę się nie obudzić, bo nikt nie zna dnia ani godziny, nie sądzisz ?
- Właśnie też tak myślę, ale ja się boję tego, że nie znajdę prawdziwej miłości, że nie będę miał szansy pokazać komuś jak wielkim uczuciem mogę obdarzyć tę drugą połówkę. Jest tyle miliardów osób na świecie, a każdy z nas ma tylko jedną prawdziwą miłość. Dlatego właśnie myślę, że jej nie znajdę...Niby zdarza się tak, że nasza połówka jest bliżej niż myślimy, ale czy warto w to wierzyć ?!
- Ja nie poszukuje miłości, bo ona sama przyjdzie w nieznanym nam momencie. Zresztą nie mam pewności, że będzie to już ten na zawsze, a nie chcę robić sobie złudnych nadziei, bo one prowadzą do nikąd.
- Ja już ten ból poznałem...mam nadzieję, że nikt Cibie nie odważy się skrzywdzić tak jak mnie.- aż łza zakręciła się w oku.
- A co się stało ?
- Wiesz, jeszcze niezbyt zdążyłem się z tym oswoić choć minęło już pół roku, ale długo się zbieram. Kochałem ją bardzo, a ona zdradziła mnie z moim przyjacielem. Dobrze, że mam Harrego. On zawsze jest wtedy kiedy go potrzebuję.
- To tak jak ze mną i Emily. Jest dla mnie jak siostra, którą zawsze chciałam mieć.
- Ja mam siostrę. jest ode mnie strasza o 3 lata. Ma na imię Rose i zawsze miałem z nią świeny kontakt. Ale teraz mieszka w Anglii i rzadko ją widzę.
- Pewnie tęsknisz za nią ?
- No trochę tak, ale da się przeżyć. Teraz jesteś przy mnie Ty. Właściwie to jeszcze Ci nie podziękowałem za to, że jesteś. Więc dziękuję, że mnie nie zostawiłaś samego.
- Nie masz za co. To był mój obowiązek.- uśmiechnęłam się i wstałam.
- Ty się gdzieś wybierasz ?- zapytał zdziwiony.
- Jest już późno...
- Ale pora odwiedzin się jeszcze nie skończyła.- uśmiechnął się.
- Wiem, ale już długo tu jestem. Zresztą jutro przychodzę tak jak codziennie. Chyba, że nie chcesz mnie widzieć.
- Nie żartuj sobie tak ze mnie.- zachichotał cicho.
- No ja nie wiem co Ci siedzi w głowie. Może Cię męczę.
- Nigdy !- zaprzeczył szybko.
- No dobrze już, ja lecę.- skierowałam się ku drzwiom.
- Buzi ?!- zrobił oczka jak Kot ze "Shreka".

Oczywiście, że musiałam mu ulec.
- Skoro tak ładnie prosisz...
Nachyliłam się i złożyłam na jego policzku soczystego całusa, a on przyciągnął mnie ręką bliżej, odgarnął kosmyk włosów i szepnął do ucha:
- Będę tęsknić.
- Nie śmiem wątpić. Odpoczywaj.- ujrzałam ostatni uśmiech i wyszłam...


No no no misiaki...Wreszcie jest rozdział. Uffff...Bardzoooo Was przepraszam za moje lenistwo. Wczoraj miałam już zamiar dodać. Pisałam na telefonie i nagle wszystko się usunęło. Musiałam ochłonąć, bo się zdenerwowałam. Zawiodłam Was, wiem :c Pisałam to ze 4 godziny, a i tak nie mam pewności czy się spodoba. Mam nadzieję, że tak. Nie jest zbyt długi, ale za niedługo będzie za to następny. Kocham Was. +Komentujcie proszę...! ♥

niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 2 Blue wave flows from his eyes

                                Obudziłam się nie mając pojęcia co dziś za dzień. Na nic nie miałam siły. Byłam zmęczona i do tego ten cholerny szum w głowie jakbym miała kaca...
Nagle do sali wszedł lekarz: - Jak się pani czuje ?- zapytał głosem "zalanym" troską. - Wszystko w porządku- powiedziałam niezgodnie z prawdą, wpatrując się na mężczyzne z delikatnym zarostem. - To dobrze, za pare dni będzie mogła pani wyjść, ale narazie zostawimy panią na obserwacji.- oznajmił nienajlepszą dla mnie wieść. - Szkoda, że nie dzisiaj. Odpocząć mogę sobie w domu.- powiedziałam z lekką irytacją. - Pani się tak nie spieszy. Muszę już iść, bo kolejni pacjęci czekają. Do widzenia- uśmiechnął się życzliwie. - Do widzenia- nie odwzajemniłam uśmiechu. Czemu zresztą miała bym to robić ?! Wcale nie jest mi do śmiechu. Pewnie uważa mnie za jakąś wariatkę, a może nawet gorzej...Odprowadziłam go wzrokiem po czym moje oczy wędrowały po sali. Kojarzyłam skąś to miejsce. Jakbym już je widziała. Nagle zauważyłam, że nie jestem tu sama. Odzyskałam trochę siły i odwróciłam głowę w prawą stronę...Nie wierzyłam własnym oczom. To był TEN chłopak. Łzy napłynęły mi do oczu. Nie mogłam oderwać od niego zamglonego, od płynu spływającego po moich policzkach, wzroku. Te wszystkie urządzenia wciąż były podłączone do niego. Spoglądałam jak jego klatka delikatnie podnosi się i opuszcza. Odbywało się to w ogromnym spokoju. Zrobiłabym wszystko, żeby on znowu żył... Ostatnia łza spłynęła po mom policzku i Morfeusz wręcz zaciągnął mnie do swojej krainy. Następnego dnia była u mnie mama i później wpadła Emily zapytać jak się czuję, porozmawiać trochę. Nie nudziłam się dopóki nie musieli jechać. Wbiłam wzrok w ścianę i nie odrywałam go od niej. Przynajmniej mogę pomyśleć nad swoim życiem trochę. Chyba nie jest nic warte... Zastanawiałam się po co Bóg stwarza takie osoby jak ja ?! Przecież i tak sobie z niczym nie radzę, aby funkcjonować w tym świecie trzeba być silnym ! Więc, dlaczego żyję ? Nie mogłam tego pojąć. Zadawałam kolejne pytania. Czemu Bóg nie dał mi odejść ? Mam to traktować jako karę za to co zrobiłam czy to moja druga szansa na lepsze życie ? Moja głowa zapełniona była od różych pytań, na które wiem, że nie uzyskam odpowiedzi. Zamknęłam oczy i wyobrażałam sobie, że chłopak, leżący niedaleko mnie, żyje i właśnie jesteśmy na kolacji w pięknej restauracji. Trzyma mnie za ręce i mówi, że to nie moja wina. Mi lecą łzy i opuszczam delikatnie głowę, która była zalana falą niebieskiego spojrzenia. W pewnej chwili odrywa ode mnie swoją dłoń i podnosi delikatnie moją brodę i mówi: - Spójrz mi w oczy. Podniosłam wzrok, a on delikatnie przesunął rękę po lini mojej szczęki i już miał złożyć na moich ustach pocałunek... Gdy nagle otworzyłam oczy słysząc kroki. To jakaś kobieta zbliżyła się do mojego łóżka: - Witaj Samantho. - Dzień dobry, kim pani jest ?- zapytałam zniesmaczona, bo właśnie przerwała moje rozmyślenia, które na chwilę oderwały mnie od rzeczywistości. - Jestem Agnes Johnson, psycholog szpitalny. Mogłybyśmy trochę porozmawiać ?- zapytała, a ja w jej oczach widziałam, że żal jej mnie. Wyglądała na osobę ciepłą, której można zaufać. - A musimy ?- powiedziałam trochę niegrzecznie. Jednak ona odpowiedziała ze spokojem: - To nie jest na siłę. Jestem tu, żeby Ci pomóc. - Właściwie nie mam nic do stracenia. Godność i tak już dawno porzuciłam. - Samantho co ty mówisz. Jesteś młodą piekną dziewczyną, która teraz dopiero powinna rozpoczynać życie pełne przygód, a ty juz chciałaś je kończyć, dlaczego ?- zapytała z ogromnym spokojem. - Widzi pani tamtego chłopaka ?- podniosłam z trudem rękę i wskazałam jej blondyna. - Tak widzę.- odpowiedziała. - Właśnie jemu zniszczyłam życie.- łzy napłynęły mi do oczu. - Znam okoliczności wypadku i to nie była twoja wina. Nie możesz się obwiniać. On w końcu wyzdrowieje, a ty mogłaś już się nie obudzić- złapała mnie za rękę, poczułam ciepło wypływające z jej serca- Wszystko będzie dobrze, a życie z czasem się ułoży. - Nie sądzę. Ja nie mam siły na to, żeby przebrnąć przez kolejne przeszkody.- powiedziałam załamana. - Wiem jak to jest, nie mieć nadzieji na lepsze jutro. Pewnie dziwisz się Samantho dlaczego tak twierdzę, a wyglądam na osobę cieszącą się życiem. Każdy pacjent, z którym rozmawiałam nie wiedział tak na prawdę nic.- oznajmiła. - Nic nie stwierdziłam, bo nie oceniam ludzi z pozorów, bo one najczęściej mylą.
Zresztą sama taka jestem, że na co dzień uśmiecham się, a gdy jestem sama- płaczę. Udaję tylko silną, teraz to wiem. Wcześniej próbowałam sobie wmówić, że tak jest, ale się myliłam. - Mimo tego, że nie radzisz sobie, masz bardzo inteligentne podejście do życia. Jesteś mądrą dziewczyną, ale trochę zagubioną. Świat nie jest sprawiedliwy, jednak musisz mu pokazać, że nie dasz mu się zmarnować. Moje życie w pewnym momemcie również straciło blask, ale nie będę Cię zanudzać moją historią. Wracając do... - Ale ja z chęcią posłucham- oznajmiłam z entuzjazmem, przy okazji przerywając kobiecie. - Skoro chcesz...Dwa lata temu zostawił mnie samą mój mąż. Byłam załamana, bo kochałam go ponad życie. Byłam naiwna i myślałam, że on mnie też, ale znalazł sobie inną kobietę. Nie mogłam tego znieśc, że jego już nie ma. Wieczorem, po jego przeprowadzce, przedawkowałam tabletki nasenne. Wylądowałam właśnie w tym szpitalu na tym łóżku, na którym teraz ty leżysz. Bóg dał Ci i mi drugą szanse ja ją wykorzystałam, mam pięcioletniego synka, z nowym mężem, który mnie kocha bezgranicznie. Teraz ty musisz wykorzystać tą szansę i po prostu ciesz się życiem.- zdjęła bransoletkę z napisem "CARPE DIEM" i wręczyła mi ją
- Niech to będzie twoje motto. Ma Ci ona przypominać, że nie wolno się poddawać ! Jestem dowodem na to, że życie potrafi odmieniać swój los. - Dziękuję pani bardzo !- pomogła założyć mi prezent na rękę i uśmiechnęła się serdecznie. - Muszę już iść, bo obiecałam, że odbiorę synka z przedszkola. Do widzenia Samantho. - Do widzenia. Jeszcze raz dziękuję. Dała mi pani nadzieję. Obiecuję, że postaram się wykorzystać tę szansę. - Będę trzymać kciuki za Ciebie.- zobaczyłam ostatni raz jej uśmiech, po czym wyszła... Leżałam tak zamyślona przez dłuższy czas. Dała mi ona dużo do zrozumienia. Wpatrywałam się w prezent. Taki mały gest, a jak wiele znaczy...Zastanawiałam się czy dam radę. Czy jestem równie silna, żeby zacząć od nowa ?! Kolejne myśli obijały mi się o głowę. Nagle usłyszałam dziwne pikanie. Był to odgłos dochodzący z drugiej strony sali. Podniosłam się szybko, jęcząc przy tym z bólu i zobaczyłam jak coś dzieje się z chłopakiem. Zaczęłam krzyczeć po pomoc ile miałam tylko sił. Wreszcie przybiegł lekarz wraz z pielęgniarkami. Z tego grona jedna podeszła do mnie i kazała się uspokoić. Po czym ja wpadłam w histerię. Kobieta próbowała mnie położyć, ale ja nie dawałam za wygraną. Krzyczałam, żeby mnie zostawiła. Łzy spływały mi po policzkach, gdy szarpałam się z pielęgniarką. Patrzyłam jak reanimują chłopaka...Patrzyłam i czułam, że sama umieram. Kobieta odeszła ode mnie, a ja histerycznie krzyczałam, że mają go uratować. Po godzinnym masażu serca, chłopak znowu wrócił do dawnego stanu. To była ciężka noc. I dla niego, ale i dla mnie. Mam nadzieję, że takich nocy więcej nie będzie...Morfeusz znów zawitał po mnie. Bez problemu udałam się z nim do jego krainy. Minęło kilka dni odkąd tu leżę. Ale właśnie dzisiaj mogę wrócić do domu. Już jestem ubrana w rzeczy, które przywiozła mi ostatnio mama. Powinna być za chwilę. Stwierdziłam, że mam jeszcze trochę czasu i wzięłam się za czytanie książki od Emily. Dziewczyna lubi czytać, tak jak ja, ale nie miałam zwykle czasu. Teraz nadała się okazja. Czytając czas upływał szybciej. Nawet nie zauważyłam, gdy było za mną już połowa książki. Nagle przpomniałam sobie pewien cytat, który zawsze był dla mnie wskazówką: "Dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest co niewidoczne dla oczu". Wtem otworzyly sie drzwi i weszła do sali uśmiechnięta mama. Rozpromieniła cała salę, dlatego też ja byłam radosna. - I jak ? Gotowa ?- zapytała uradowana. - Oczywiście, nie mogłam się już doczekać ! Zabrałam torbę, ubrałam kurtkę i ruszyłam w stronę drzwi, ostatni raz spoglądając na wciąż "śpiącego" blondyna... Odwiedzałam go codziennie. Nie było takiego dnia, żeby nie było mnie przy nim. *Kilka dni później* Ubrałam się i tak jak co dzień pojechałam do szpitala. Dzisiaj wstałam jak najbardziej prawą nogą. Weszłam uśmiechnięta do szpitala. Ale zobaczywszy jego zesmutniałam. Przykro mi było patrzeć na niego. Tyle dni życia traci przez ten wypadek. Zdjęłam kurtkę i usiadłam na krześle stojącym przy jego łóżku. Teraz leżał w sali sam. Siedziałam obok niego wpatrując się w jego idealnie zarysowaną twarz. Kreśliłam wzrokiem linie od ust wracając znów do blond włosów. Potem spojrzałam na dłoń i zamyśliłam się intensywnie. "Czy naprawdę będąc zakochanym, świat przewraca się do góry nogami ?". Nagle palec chłopaka drgnął. Czy to możliwe czy mi się tylko wydaje ? Nie myśląc złapałam go za rękę. Poczułam jego ciepło. Nagle troski odleciały gdzieś daleko. Znów delikatne drgniecie. Zaczęłam intensywnie przyglądać się chłopakowi. "Czy ja mam jakieś schizy ?!"- zapytałam się sama siebie. Moje wątpliwości rozwiały się gdy poczułam jak chłopak ścisnął moją dłoń i zaczął powoli otwierać oczy...





Witajcie kochani. Bardzo bardzo bardzo Was przepraszam za tak długą nieobecność. Komp w naprawie i pisałam na telefoniem bo tatuś laptopa nie da. Było ciężko, ręce odpadają, ale to wszystko dla Was.! Mam nadzieję, że Wam się spodoba, bo znowu się natrudziłam. Bardzo proszę o komentarze. Miłego czytania misiaki + Kolejny rozdział nie wiem kiedy.xd ;P To nie zależy tak naprawdę ode mnie tylko od czasu, którego ostatnio brakuje, ten nawał sprawdzianów jest dobijający. ;/ Ale bądźcie pewni i spokojni, bo w przyszłym tygodniu na pewno przeczytacie kolejny rozdział No i najważniejsze, muszę podziękować mojemu menadżerowi, a zarazem kochanej przyjaciółce dzięki, której ten rozdział został opublikowany.! Więc DZIĘKUJĘ kochana

piątek, 3 stycznia 2014

Rozdział 1 Never Say- IT CAN'T BE WORSE.

  *Miesiąc później*


              No to czas się szykować, bo zanim pojadę jeszcze po Emily to impreza już się skończy. Otworzyłam szafę "No i kolejny problem co włożyć". Krzywiłam się przebierając pomiędzy ubraniami. "Czy ja w ogóle mam coś odpowiedniego?" O to jest pytanie, które zadaję sobie przed każdą imprezą. "Może to?! Nie, jednak nie". Myślałam przy każdej sukience trzymanej w ręce. Stoję przy tej szafie już z dobre 15 minut i wciąż nie mam zielonego pojęcia co ubrać. "Moment...co to jest?", zapytałam się głupio sama siebie. Trzymałam w dłoniach fioletową sukienkę z koronkowym dekoltem. Nigdy nie widziałam jej, a jest śliczna. No to jedno mam już z głowy, teraz buty. I kolejny dylemat...
Ze szpilkami było łatwiej, wystarczyło dopasować je do fioletu. "Ufff. mam...". Sięgnęłam po srebrny lakier i spokojnie przejechałam pędzelkiem każdy z paznokci. "Dobrze, że jest szybko schnący" pomyślałam w duchu. Jeszcze trochę zostało mi do wyglądania dobrze, ale najpierw trzeba się wbić w sukienkę. Poszłam do łazienki i ubrałam moje fioletowe cudeńko. Włosy upięłam w niesfornego koka. Oczy pomalowałam na kolory pasujące do butów i sukienki, a następnie podkreśliłam je eyelinerem. No i na koniec przejechałam usta delikatnym błyszczykiem. "To chyba na tyle", stwierdziłam uradowana. Wyszłam z łazienki i ubrałam szpilki. Spojrzałam w lustro, sukienka leżała świetnie. "Jednak tyle czasu na szukanie czegoś odpowiedniego, nie było wcale stratą czasu". 
 
Ubrałam jeszcze kolczyki w kształcie skrzydeł, torebka w dłoń i zeszłam na dół.
- Mamo i co sądzisz ?- zapytałam z ciekawością.
- Sądzę, iż mam piękną córeczkę.- uśmiechnęła się szeroko.
- Nie przesadzaj. Dobrze jest ?
- Nie chcę używać niecenzuralnych słów, więc powiem po prostu: CUDNIE.
Widziałam radość w jej oczach, że wreszcie wzięłam się w garść. Minęły w końcu dwa lata odkąd...I nagle łza zakręciła mi się w oku. Przy każdej myśli o śmierci taty, tak właśnie reagowałam. "Dosyć już, dzisiaj jest impreza i muszę się dobrze bawić". 
- Ja już muszę lecieć, bo jadę jeszcze po Em.- rzekłam.
- To leć, bawcie się dobrze.- powiedziała śląc mi ostatni uśmiech.
- Mamy właśnie taki zamiar.- dałam jej buziaka w policzek i pobiegłam do samochodu. 
                     Padał niemały deszcz. Ciemno na ulicy, a samochody szalały jak zawsze. Londyn to same korki, ale dzisiaj wyjątkowo mogłam jechać z prędkością jaką lubię. Mój tata zginął w wypadku samochodowym. Jakiś idiota wjechał w niego ciężarówką. Pomimo tego wszystkiego, nie bałam się szybkiej jazdy. Było to dla mnie ogromną przyjemnością... Moje rozmyślania przerwał nagły telefon. Zaczęłam szukać go po torebce odrywając wzrok od jezdni. Gdy go znalazłam, zobaczyłam, że dzwoni Emily. Odwróciłam wzrok od telefonu patrząc na jezdnię. Nagle zauważyłam jakąś postać na rowerze, wyjeżdżającą właśnie na drogę. Zaczęłam ostro hamować, ale było już za późno. Mocny pisk i hałas od uderzenia. Opanowałam samochód i zatrzymałam się. Chłopak i jego rower leżeli po obu stronach jezdni. Ja zszokowana i zapłakana siedziałam nadal w aucie. Oddech przyspieszony, a serce biło mocniej. Wzięłam się w garść i podbiegłam do niego cała drżąca i z rozmazanym makijażem od łez. "Boże co ja zrobiłam ?!" pytałam się sama siebie. 
Zaczęłam wołać o pomoc, jednak nikt mnie nie słyszał. Jak na nieszczęście nie jechał żaden samochód. Pustka wypełniała całą ulicę. Żadnej żywej duszy na drodze. Zadzwoniłam po karetkę, powiedziałam co się stało i gdzie jestem. W pewnej chwili zauważyłam, że chłopak ma wciąż otwarte oczy, ale nie mógł się zupełnie ruszać. Nagle coś mnie tknęło, że bez przemyślenia powiedziałam do umierającego:
- Jakie ty masz piękne oczy...- on uśmiechnął się resztką sił i "odpłynął". Zaczęłam panicznie krzyczeć, żeby nie umierał. Posłuchałam czy oddycha. Nic, dlatego rozpoczęłam intensywny masaż serca. Próbowałam zrobić wszystko by utrzymać go przy życiu. W pewnym momencie usłyszałam sygnał karetki i ujrzałam jej kolorowe światełka. Zatrzymała się na miejscu wypadku. Sanitariusze wysiedli z pojazdu i podbiegli z noszami do chłopaka. Nagle zauważyłam również jadącą policję. Wiedziałam, że nie obejdzie się bez konsekwencji. Podszedł do mnie policjant:
- Jest pani w stanie powiedzieć mi co tu się stało ?
- Jechałam po koleżankę, wybierałyśmy się razem na imprezę. Nagle zadzwonił mój telefon, więc zaczęłam go szukać, odwracając wzrok od jezdni. Zauważyłam, że dzwoni moja przyjaciółka i odłożyłam telefon...-Nagle przerwałam roztrzęsiona.
- Spokojnie, co się wydarzyło dalej ?- pytał policjant.
- Wtedy wyjechał ten chłopak mi pod koła. Nie zdążyłam wyhamować i...- rozpłakałam się i nie dokończyłam. 
- Proszę się uspokoić.- powiedział łagodnie policjant.
- Jak ja mam się ku*wa uspokoić ?!- krzyknęłam mu w twarz.
- Rozumiem pani zdenerwowanie, jednak proszę o zachowanie spokoju.
- Jasne...rozumie pan.- powiedziałam ironicznie.- Nawet nie wiem co mu jest, bo trzymacie mnie tu jeszcze bez celu. To był młody chłopak, miał może z 22 lata, a przeze mnie może nigdy już nie mieć szansy spełnić marzeń, cieszyć się życiem...Boże, co ja najlepszego zrobiłam ?!
- Ile pani jechała na godzinę ?- zapytał policjant.
- Ze 120 km/h.- stwierdziłam.
- Wie pani, że tutaj dozwolona prędkość wynosi 80 km/h ?
- Tak, wiem- powiedziałam z żalem.- czy będę miała zabrany samochód i prawo jazdy ? 
-To było nieumyślne spowodowanie wypadku i to poszkodowany wyjechał pani na drogę, więc skończy się na punktach karnych i grzywnie. Tak więc 8 punktów karnych i 600 zł. Zapłaci pani grzywnę czy będzie trzeba sprawę zgłosić do sądu ?
- Zapłacę, czy mogę już jechać ?- zapytałam szybko.
- Tak, to wszystko.- odpowiedział spokojnie policjant.
                             Poszłam przyspieszonym krokiem i weszłam do auta. Przez chwilę wpatrywałam się w krew na ulicy. Zerknęłam na zegarek w telefonie. 11 nieodebranych połączeń od Emily. Odpisałam jej krótko, że coś mi wypadło i nie mogę jechać i przeprosiłam ją. Odpaliłam samochód i pojechałam do szpitala, gdzie zabrali tego chłopaka. Jechałam zgodnie z przepisami. "Już nigdy nie przekroczę prędkości", obiecałam sobie w duchu...
Wysiadłam i pobiegłam do recepcji:
- Przepraszam, gdzie leży chłopak z wypadku, którego niedawno temu przywieźli ?
- On jest w bardzo ciężkim stanie...- poruszyły mnie te słowa- Leży w sali 69, ale nie wolno pani tam wchodzić. Jest pani kimś z rodziny ?
- Jestem jego narzeczoną- musiałam skłamać.- bardzo panią proszę, muszę go zobaczyć.
- Dobrze, może pani chociaż popatrzeć przez szybę, ale nie wolno tam wchodzić.!- podkreśliła ostatnie słowa.
Przyspieszonym krokiem szłam w stronę, którą wskazała mi jedna z przechodzących pielęgniarek. W końcu znalazłam szukaną salę. Patrząc na niego, czułam jak po policzkach toczą się mi łzy. Głowę miał owiniętą bandażem, był podłączony do mnóstwa maszyn, pomp i kroplówek. Nagle zauważyłam jak przechodzi lekarz.
- Panie doktorze, co z nim jest ?
- Właśnie przeszedł skomplikowaną operację. Miał wstrząs mózgu, zbite żebra, z czego 2 pęknięte, jego ciało było całe poobijane.- stwierdził krótką diagnozę.- Teraz trzeba tylko czekać, aż się wybudzi ze śpiączki. Przepraszam, muszę już iść.
- Dobrze, dziękuję.- powiedziałam zasmucona po usłyszeniu diagnozy.
Nagle telefon...mama dzwoni. Odebrałam i opowiedziałam jej wszystko po kolei. Była przerażona, ale oznajmiłam jej, że wszystko w porządku i zaraz będę w domu...
Tak jak powiedziałam tak zrobiłam.
Mama siedziała w kuchni:
- Kochanie co się stało ?- zapytała przerażona.
- Już Ci wszystko opowiedziałam, przepraszam, ale jestem zmęczona. Dobranoc.
- Dobranoc, śpij dobrze.
- Ty też mamo.
Poszłam do łazienki i wzięłam długą, gorącą kąpiel. Nic nie pomogła. Osuszyłam ciało, ubrałam bieliznę, piżamę i wróciłam na swoje łóżko. Nie mogła zasnąć, ciągle myślałam o tych pięknych turkusowych oczach. Co chwile miałam przed oczyma te straszne wydarzenie. Nie mogłam już tego wytrzymać. Wstałam i poszłam do łazienki. Sięgnęłam po moją ulgę, zawsze pomagała mi w problemach. Kolejne rany pojawiały cię na moim rękach z każdym jednym cięciem. Powoli zaczęłam osuwać się po ścianie. Coraz ciężej było mi utrzymywać otwarte oczy. Kafelki były całe we krwi, jedna wielka plama czerwonego płynu. Nagle usłyszałam kroki. Przeszła mi przez myśl mama, że zauważyła zapalone światło, ale nie...
Ujrzałam mojego tatę "Przecież on nie żyje", stwierdziłam, ale widziałam jak szedł w moim kierunku. Zaczął wyciągać do mnie swą dłoń, jednak nie miałam siły by podać mu moją. 
- Żyj kochanie, nie zamykaj oczu ! - powiedział delikatnym i spokojnym głosem, po czym zniknął we mgle.
Usłyszałam po raz kolejny kroki zbliżającej się osoby. To była moja mama.
- Sami nie zostawiaj mnie tu samej. Proszę, nie umieraj skarbie.!- dławił się łzami, gdy ja odchodziłam w krainę, gdzie wiara oddziela się od rzeczywistości...
                                                               



Ta-dam.! *o* Mamy pierwszy rozdział jak widać. Jest długi. Czy fascynujący to sami oceńcie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba, bo namęczyłam się. Przepraszam, że nie dodałam wczoraj, ale nie wypadało nie iść na urodziny babci. Dzisiaj tak późno, bo też nie było mnie w domu, ale najważniejsze, że rozdział jest. Miłego czytania misiaki :* ♥


środa, 1 stycznia 2014

*Prolog*

                
                    Odkąd tylko wyszłam z pracy, ubrana w coś nie pasującego do zimnego wieczoru,
czuję kogoś spojrzenie na sobie, jakby mnie śledził jakiś pedofil. Dopiero po jakimś czasie mam wrażenie, że chyba mi się wydawało...Ciemna dróżka przez, którą przyszło iść przyprawiała mnie o je*ane dreszcze. Znów TO miejsce, że też przyszło mi dzisiaj wracać z buta do domu. I to jeszcze przez TEN park. Na samą myśl o nim tworzę w głowie chore scenariusze, a teraz muszę tędy przechodzić. Miejsce pełne pijaków, złodziei, a co najgorsze cholernych zboczeńców. Gorzej być nie mogło.!
Zaraz, zaraz...chyba jednak mogło. Czy mi się zdaje czy jakaś ciemna postać zbliża się w moim kierunku ?! jeszcze tylko tego brakowało. Przychodziła mi tylko jedna myśl do głowy "Odwrócić się i uciekać", ale po co, jak ten chory idiota, jeśli będzie chciał, to i tak mnie dogoni. Chyba muszę zmienić godziny pracy, albo od razu pracę. Jeszcze ten stos projektów, który muszę dźwigać...
Facet zmierzał wciąż w moim kierunku. Albo on przyspieszał kroku, albo to tylko moja chora wyobraźnia. Ominęłam właśnie latarnie, wchodzę w  mrok, wprost w szpony tego gościa. Udawałam, że to tylko moja wyobraźnia. Powtarzałam sobie w myślach "Sami, tam nikt nie idzie, jesteś tu zupełnie sama". Szłam patrząc pod nogi byle tylko nie patrzeć na zbliżającą się postać...Nagle poczułam jakbym się z czymś zderzyła, upuszczając wszystkie projekty zapytałam się głupio samej siebie: "Czy to latarnia ?!", spojrzałam przestraszona w górę. To jakiś chłopak, nie dostrzegałam jego twarzy, za to on moją chyba tak.
- Jak chodzisz idioto ?!- powiedziałam wściekła.
- Przepraszam- powiedział zakłopotany całą sytuacją. Po czym nachylił się i pomógł mi zbierać wszystkie moje materiały do pracy.
- Dobrze, że przynajmniej umiesz przeprosić- stwierdziłam wciąż oburzona po  czym wstaliśmy.
- Nie zauważyłem Cię, proszę- rzekł podając mi papiery.
- Dzięku...-zabierając je poczułam, że nie mogę oderwać się od jego bluzy. Nie wiem jak, ale mój naszyjnik zaplątał się w jego ubranie."Boże, co jeszcze ?!", pomyślałam a następnie próbowałam odczepić się od niego.
- Zaczekaj,nie szarp się tak- powiedział podnosząc lekko głos. Zaczął delikatnie odplątywać naszyjnik, żeby go nie rozwalić. Ja najchętniej bym go teraz roz*ebała o chodnik...Nagle chłopakowi spadł kaptur, ale latarnia i tak oświetliła tylko jego blond włosy z brązowymi odrostami, które wyglądały jak pasemka. Udało mu się, Odsunęłam się na krok od chłopaka i podziękowałam.
- Nie ma za co- albo mi się wydawało, albo widziałam jego śliczny uśmiech rozświetlający park.- Dobranoc śliczna.
- Dobr...CO?
- Powiedziałem dobranoc śliczna. Coś nie tak ? 
- Nie nic, nie ważne zresztą. Dobranoc- prychnęłam i odwróciłam się.

SAMANTHA


               Gdy odeszłam już, zerwałam z szyi ten zasrany naszyjnik i wyrzuciłam go, byle tylko nie oglądać tego gówna. Szłam już spokojna, bo wyszłam z tego okropnego miejsca. Do mojego domu już nie było daleko, na szczęście. Chyba nic nie mogło jeszcze bardziej popsuć tego wieczoru...
Nagle zaczął padać ulewny deszcz "KU*WA co jeszcze?!"...
Szłam rozglądając się wokół. W domach pogaszone światła, a ja dopiero wracam z pracy."Więcej takich dni proszę.!" wysyczałam przez zęby poirytowana dzisiejszą sytuacją. 
Wreszcie doszłam do domu. Światła u mnie zgaszone, czyli mama już śpi. Weszłam po cichu, żeby jej nie obudzić. Przebrnęłam przez schody i zrzuciłam mokre ubranie. Krople deszczu równomiernie spływały po moim prawie nagim ciele. Wzięłam swoje rzeczy do spania i poszłam do łazienki. Zdjęłam bieliznę i weszłam pod prysznic. Strumień gorącej wody oblał moje nagie ciało. Gdy już uznałam, że jestem czysta, i przede wszystkim odprężona, wyszłam i dokładnie osuszyłam się bawełnianym ręcznikiem. 
Ubrałam swoje wcześniej wybrane rzeczy i położyłam się na łóżku "Nareszcie". Nie trudno było mi zasnąć, bo ten dzień był dla mnie wyjątkowo ciężki. Jednak zanim udałam się do Krainy Morfeusza, moją ostatnią myślą był, nie kto inny, tylko ON...




Hej misiaki. Mam na imię Paulina, ale będę podpisywać się: horanonator.xo :D Mamy już jak widać prolog, krótki, ale bądźcie spokojni rozdziały będą dłuższe...;) Czytasz ? Skomentuj... Dla Ciebie to chwila, dla mnie dalsza motywacja do pisania. :* Miłego czytania kochani...xD